„Chwała Lotnikom Polskim”

– pomnik o takiej nazwie został ustawiony na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie i odsłonięty w dniu tegorocznych obchodów Święta Lotnictwa Polskiego (w uroczystości wziął udział prezydent RP Andrzej Duda) w roku stulecia polskiego lotnictwa. Jego początki datowane są dniem 5 listopada 1918 roku, kiedy został wykonany pierwszy lot bojowy polskiego samolotu wojskowego, którego załogę stanowili dwaj porucznicy: Stefan Bastyr i Janusz de Beaurain.

Od 1993 roku Święto Lotnictwa Polskiego jest obchodzone 28 sierpnia. Jest to data zwycięstwa w zawodach Challenge de Tourisme International 28 sierpnia 1932 roku w Berlinie kpt. pilota Franciszka Żwirki i inż. pilota Stanisława Wigury. Oboje zginęli w katastrofie lotniczej 11 września 1932 roku. Franciszek Żwirko jest synem Ziemi Wileńskiej. Dziś przypominamy jego życiorys i lotniczą karierę, którą kontynuował z inżynierem Stanisławem Wigurą.

Franciszek Żwirko urodził się 15 sierpnia 1895 roku w Święcianach. Ojciec przyszłego pilota był pracownikiem kolei państwowych. Matka wywodziła się ze średnio zamożnej szlachty. W domu państwa Żwirków posługiwano się wyłącznie językiem polskim i Franciszek wychowywał się w duchu patriotycznym, m.in. nie tylko dzięki poznawaniu utworów wieszczów narodowych, ale też historii swego rodu: przodkowie z rodziny Żwirków brali czynny udział w powstaniach narodowych.

W Święcianach przyszły pilot pobierał naukę w szkole. Dalszą edukację kontynuował w Wilnie. I to właśnie w Wilnie zrodziło się jego marzenie o lataniu na samolotach. Podczas nauki w rosyjskiej szkole (był czas zaboru) Franciszek miał najlepsze wyniki z przedmiotów ścisłych. A ponadto fascynowały go teatr i… cyrk.

Po ukończeniu siedmiu klas postanowił zostać pilotem. Wyjechał w roku 1914 do Petersburga i tam, w głębokiej tajemnicy przed rodziną, zapisał się na kurs pilotażu. Jednak ta próba podbicia powietrznych przestworzy nie powiodła się. Przeszkodził temu wybuch I wojny światowej. Niedoszły pilot musiał wyjechać do rodziny, która znalazła się w Omsku i został skierowany na kurs telegrafisty.

W latach wojny został powołany do armii rosyjskiej – skierowano go do szkoły oficerskiej, którą ukończył w Irkucku. Służbę odbywał w piechocie: 27. Pułku Strzelców Syberyjskich i 674. Pułku Piechoty. Podczas służby otrzymał stopień porucznika.

W 1917 roku Franciszek Żwirko zgłosił się na ochotnika do tworzącego się w Rosji korpusu polskiego generała Dowbór-Muśnickiego. Po demobilizacji korpusu w lipcu 1918 roku, w sierpniu wstąpił do rosyjskiej „białej armii” generała Denikina. I tu wreszcie otarł się o swoje marzenie – ukończył kurs obserwatorów lotniczych.

We wrześniu 1921 roku Franciszek przedostał się przez granicę do Polski i zgłosił się do służby w lotnictwie polskim. Od lipca 1922 roku służył w Szkole Pilotów w I Pułku Lotniczym w Warszawie. Zaś w listopadzie 1923 roku ukończył szkołę pilotów w Bydgoszczy, a następnie (w 1924 roku) – Wyższą Szkołę Pilotów w Grudziądzu.

Po ukończeniu nauki Franciszek Żwirko służył jako pilot w 18. Eskadrze Myśliwskiej I Pułku, w stopniu porucznika-pilota. W swojej karierze pilota ma on też okres bycia instruktorem w szkole lotniczej w Bydgoszczy, w której sam się uczył pilotażu.

Franciszek Żwirko brał aktywny udział w sporcie lotniczym. W 1926 roku zainicjował nocne loty w polskim lotnictwie wojskowym. Osobiście dokonał nocnego rajdu nad Polską. Wśród swych osiągnięć sportowych ma pierwsze miejsce w locie okrężnym (spośród 14 załóg) oraz drugie w klasyfikacji ogólnej zdobyte na międzynarodowych zawodach w Jugosławii – Pierwszym Locie Małej Ententy i Polski, które się odbywały 28 sierpnia 1927 roku. Jego partnerem w locie samolotem Breguet 19 był kpt. Władysław Popiel. W kolejnym – 1928 roku – nasz ziomek służył w 111. Eskadrze Myśliwskiej, a po roku – w I Pułku Lotniczym, został też oficerem łącznikowym przy Aeroklubie Akademickim w Warszawie. Właśnie tu zaprzyjaźnił się z młodym inżynierem Stanisławem Wigurą, który był jednym z konstruktorów zespołu RDW i latał z nim w załodze jako mechanik. W sierpniu-wrześniu 1928 roku dokonali oni lotu okrężnego o długości prawie 5 tys. kilometrów wokół Europy na trasie: Warszawa – Frankfurt – Paryż – Barcelona – Marsylia – Mediolan – Warszawa na pierwszym egzemplarzu lekkiego samolotu RWD-2. Zaś 6 października na tego typu samolocie zwyciężyli w I Locie Południowo-Zachodniej Polski. Z kolei z Antonim Kocjanem 16 października Żwirko ustanowił międzynarodowy rekord wysokości lotu FAI – 404 m (w klasie samolotów RDW-2 o ciężarze własnym do 280 kg). To był pierwszy rekord lotniczy zdobyty przez nich dla Polski.

W lipcu 1930 roku Franciszek Żwirko i Stanisław Wigura brali udział w Międzynarodowych Zawodach Samolotów Turystycznych Challenge 1930 na samolocie RDW-4, lecz 25 lipca musieli się wycofać po przymusowym lądowaniu w Hiszpanii, które nastąpiło na skutek awarii silnika. 7 sierpnia 1931 roku obaj piloci podjęli kolejną próbę pobicia rekordu wysokości na samolocie RWD-7, uzyskując wysokość 5996 m. Lecz federacja FAI nie uznała go z powodu niestandardowych przyrządów pomiarowych.

W kwietniu 1932 roku Franciszek Żwirko został zakwalifikowany przez komisję Aeroklubu Rzeczypospolitej Polskiej do reprezentowania Polski w zawodach samolotów turystycznych Challenge 1932. Na drugiego członka załogi wybrał on Stanisława Wigurę. Na zawodach, które się odbyły w dniach 20-28 sierpnia 1932 roku, załoga na samolocie RWD-6 zajęła pierwsze miejsce, pokonując załogi faworytów – m.in. z Niemiec (zawody odbywały się w Berlinie). Był to wielki sukces polskiego lotnictwa.

Niestety, pięknie zapowiadająca się kariera pilotów została tragicznie przerwana. 11 września 1932 roku lecąc na zlot lotniczy do Pragi, Franciszek Żwirko i Stanisław Wigura zginęli w katastrofie lotniczej w lesie pod Cierlickiem Górnym koło Cieszyna. Nastąpiło to na skutek oderwania się skrzydła samolotu podczas burzy. Obaj piloci zostali pochowani w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie. W pogrzebie polskich podniebnych asów uczestniczyło ponad 300 tys. osób, wśród których był też Marszałek Józef Piłsudski.

W Terlicku (Cierlicku) na terenie Czech znajduje się symboliczny grób pilotów, w 1950 roku ustawiono pomnik. Jest tu też ośrodek kultury imienia polskich pilotów.

Na ojczystej ziemi Franciszka Żwirki – w Święcianach – są tablice pamiątkowe na budynku szkolnym i na domu, gdzie się urodził Franciszek Żwirko. Pośmiertnie został on awansowany do stopnia kapitana i odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Ma też Złoty i Srebrny Krzyż Zasługi oraz rosyjski Order św. Anny IV klasy za zasługi bojowe.

Los rodziny Żwirków nie był wcale łatwy. Dwoje najstarszego rodzeństwa po rewolucjach i wojnach zostało na ziemiach polskich, pozostali zaś mieszkali w mieście Żłobin w ZSRR. Ojciec rodziny zmarł w 1931 roku. Bracia Józef i Edward udali się na naukę do Moskwy. W 1937 roku w ramach akcji wysiedlania Polaków z przygranicznych terenów, matka pilota Konstancja została zesłana do północnego Kazachstanu, skąd wróciła dopiero po 14 latach. Zmarła w Żłobinie w 1974 roku w wieku 97 lat. Z dziesięciorga rodzeństwa po kataklizmach wojennych przy życiu pozostało zaledwie czworo. Syn Franciszka Żwirki mieszkał w Warszawie. W 1993 roku przyjeżdżał do Święcian. Obecnie już nie żyje.

W celu upamiętnienia stulecia urodzin wielkiego Rodaka, w 1995 roku został założony „Komitet Pamięci Franciszka Żwirki”, nawiązano kontakty z ziomkami z Czech, gdzie zginął pilot. W ciągu lat władzy sowieckiej bohaterski życiorys pilota był przemilczany. Tak się zdarza, jak powiedział jeden z polityków podczas obchodów stulecia urodzin pilota, kiedy „człowiek się urodzi i zginie nie w odpowiednim miejscu”.

Ofiary sowieckiego ludobójstwa

W ubiegłą sobotę, 11 sierpnia, uroczystości upamiętnienia ofiar zbrodni NKWD na Polakach dokonanych w latach 1937-1938 w okresie tzw. „wielkiego terroru” w ZSRR, odbyły się w Warszawie przed pomnikiem Poległym i Pomordowanym na Wschodzie (przy ul. Muranowskiej). Została tu odsłonięta tablica pamiątkowa w kształcie podkładu kolejowego, złożono kwiaty i odmówiono modlitwę.

Podczas uroczystości został odczytany list prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy, wystosowany w związku z 81. rocznicą rozpoczęcia tzw. „operacji polskiej” NKWD w latach 1937-1938. W nim prezydent m.in. napisał: „(…) Świat pamięta tamte wydarzenia jako czas stalinowskiego „wielkiego terroru”, ale dla nas była to przede wszystkim czystka etniczna, masowy mord na własnych obywatelach, którzy zginęli tylko dlatego, że byli Polakami. To straszliwy przejaw nienawiści i bestialstwa, jakiego doświadczył w tamtych czasach nasz naród.

Gdy w odrodzonej Rzeczpospolitej przedstawiciele różnych narodowości tworzyli wspólnie wolne państwo, za naszą wschodnią granicą Stalin i jego poplecznicy uznali, że niektóre narodowości są elementem niechcianym, wrogim i – jak to określano – niepewnym ideologicznie. Polacy znaleźli się na początku tej listy, a powodów ku temu można się tylko domyślać. Czyż nie walczono z nami od dawna w nadziei, że polski język, polska kultura i polski duch znikną z powierzchni ziemi? Czyż nie usiłowano nas wynarodowić i poniżyć? Czy przez sto dwadzieścia trzy lata zaborów nie próbowano nas rusyfikować? Wszystko to zdało się na nic. Naród polski przetrwał, a Polska nie tylko odrodziła się jako silne, nowoczesne i demokratyczne państwo w sercu Europy, ale także stawiła czoła bolszewickiej nawale w roku 1920.

Czy naszą winą było dążenie do wolności? Czy dlatego postanowiono zgładzić naszych rodaków, że chcieli być obywatelami, a nie poddanymi? Jedno jest pewne: nic nie usprawiedliwia zbrodni ludobójstwa, a państwo, które występuje przeciwko swoim obywatelom, zabijając ich i odzierając z wszelkich praw, nie może liczyć na uznanie i szacunek.

Dlatego właśnie tak wielkim dobrem jest dla nas suwerenna Ojczyzna. Musimy sobie o tym stale przypominać, zwłaszcza w roku stulecia odzyskania niepodległości. Wolna Polska to przede wszystkim państwo stające w obronie wszystkich swoich obywateli, wspierające ich w codziennej egzystencji i upominające się o ich prawa wszędzie tam, gdzie aktualnie przebywają. Ofiarom „operacji polskiej” nie dane było zaznać przywileju mieszkania w granicach Rzeczypospolitej. Chociaż byli Polakami, los sprawił, że znaleźli się na terytorium państwa, które w imię komunistycznej ideologii traktowało swoich obywateli nie jak ludzi, ale jak zasoby, którymi można swobodnie dysponować, którym w każdej chwili można odebrać życie i których można w dowolny sposób przesiedlać, nie zapewniając im choćby podstawowych środków do przetrwania.
Dziś wydobywamy z cienia tę największą przedwojenną zbrodnię przeciwko ludzkości, po raz drugi czcząc jej ofiary w czasie uroczystości państwowej. Jesteśmy im winni pamięć. Tym zaś, którzy przeżyli oraz ich dzieciom, tworzącym dziś polską społeczność w Kazachstanie i w innych zakątkach byłego ZSRR, pomoc i wsparcie. Oby ich ofiara nigdy nie została puszczona w niepamięć, a ich tragiczny los był dla nas przypomnieniem, że polskość niejednokrotnie w dziejach bywała okupiona cierpieniem i krwią. Cześć ich pamięci!”.

„Operacja polska” NKWD została zapoczątkowana z rozkazu ludowego komisarza spraw wewnętrznych ZSRR Nikołaja Jeżowa na mocy rozkazu nr 00485 z dnia 11 sierpnia 1937 roku. Mieli jej podlegać ci, którym stawiano zarzut przynależności do Polskiej Organizacji Wojskowej, wszyscy jeńcy wojenni po wojnie polsko-bolszewickiej znajdujący się w ZSRR, wszyscy emigranci z Polski, uchodźcy polityczni z Polski – członkowie KPP, członkowie i założyciele PPS oraz innych partii niekomunistycznych, działacze narodowej mniejszości polskiej w ZSRR, a także duchowieństwo katolickie, które zostało przeznaczone do całkowitej likwidacji (spośród 470 duchownych pozostało zaledwie 10 kapłanów oraz dwa czynne kościoły w Moskwie i Leningradzie).

Na podstawie kolejnego rozkazu o nr. 00486 z 15 sierpnia 1937 roku represjom poddano również żony i dzieci „zdrajców Ojczyzny”.

Operacja została przeprowadzona na terenie ZSRR w latach 1937-1938, poddano represjom 139835 osób, z których zamordowano nie mniej niż 111091 aresztowanych, zaś 28744 skazano na łagry. Wyroki wykonywano natychmiast w Kuropatach na Białorusi, w Bykowni pod Kijowem. Berdyczów i Winnica stały się również miejscem mordów na Polakach. Ponadto Polaków deportowano z zachodnich Ukraińskiej SRR i Białoruskiej SRR – terenów dawnej RP, na wschód od granicy państwowej II RP, ustalonej w 1921 roku na mocy Traktatu Ryskiego, m.in. do Kazachstanu, na Syberię, do Azji Środkowej. Deportacje dotknęły ponad 100 tys. osób.

„Operacja polska” była jedną z realizowanych w ramach „wielkiego terroru”, którego ofiary w latach 1936-1938 wyniosły około 8 mln obywateli ZSRR różnych narodowości. Była to operacja dotycząca zbiorowo największej liczby członków konkretnej narodowości. Akcja objęła Polaków bez względu na przynależność klasowo-społeczną, orientację polityczną. Jak podają źródła badań, m.in. naukowców z Harwardu, w czasie „wielkiego terroru” Polak miał 31 razy „większą szansę” być rozstrzelanym niż przedstawiciel innej narodowości. Polaków zabijano tylko dlatego, że byli Polakami. Nienawiść do Polski i Polaków była głęboko zakorzeniona wśród ówczesnych władz struktur represyjnych i rządzących. O przebiegu eksterminacji Polaków szef NKWD Jeżow na bieżąco informował Stalina. Są znane jego słowa, świadczące o nieprzejednanej wrogości do Polaków: „Wykopujcie dalej i usuwajcie ten polski brud”. Przywódcy ZSRR nie mogli Polsce darować poniesionej porażki w wojnie polsko-bolszewickiej.

Sejm RP w lipcu 2009 roku i sierpniu 2012 przyjmował uchwały upamiętniające ofiary operacji polskiej NKWD. Z ich treści wynika, że eksterminacja dokonana na Polakach w ZSRR jest ludobójstwem. Mimo tak olbrzymiej skali zbrodni „operacja polska” NKWD do dziś nie zaistniała, jak podaje Instytut Pamięci Narodowej, w masowej wyobraźni. Działania podjęte przez IPN mają za zadanie zmienić ten stan rzeczy i przyczynić się do przywrócenia tej masowej zbrodni na polskim narodzie należytego miejsca w świadomości i pamięci społecznej. Prezes IPN dr Jarosław Szarek powiedział m.in.: „Jesteśmy winni to naszym przodkom, którzy stali się ofiarami sowieckiego ludobójstwa w końcu lat 30. XX wieku. Nie mają nawet grobów, a jedynym śladem po nich są coraz szerzej odkrywane dokumenty, w beznamiętny sposób odnotowujące wyroki, które zapadały w kilka minut: „rozstrzelać, osobisty majątek skonfiskować”. Należy tu dodać, że kierowniczych funkcjonariuszy NKWD, innych organów wykonawczych mordów na Polakach też dosięgła fala „wielkiego terroru” – zostali wymordowani przez swoich następców.