ZARZĄD GŁÓWNY ZWIĄZKU POLAKÓW NA LITWIE

UCHWAŁA NR Z-1.2021 r.

 

 

     Zarząd Główny Związku Polaków na Litwie na posiedzeniu w dniu 14 stycznia podjął Uchwałę o włączeniu się struktur ZPL w przeprowadzany tego roku na Litwie powszechny spis ludności. Członkowie kół i oddziałów proszeni są o informowanie i uświadamianie mieszkańców narodowości polskiej o znaczeniu zadeklarowania własnej narodowości, m. in. poprzez udział w
wypełnianiu ankiety rozpowszechniany przez Departament Statystyki w terminie od 15 stycznia do 15 lutego (https://surasymas.stat.gov.lt).Wypełnienie tej ankiety jest najprostszym sposobem zadeklarowania narodowości. Członkowie ZPL nawoływani są do aktywnego wypełniania ankiety i udzielenia pomocy w jej wypełnianiu potrzebującym. Równolegle ZG ZPL podjął uchwałę o przeprowadzeniu Społecznego Spisu Ludności Polskiej na Wileńszczyźnie poprzez rozpowszechnianie własnej ankiety w celu zebrania porównawczo-informacyjnych danych na społeczne potrzeby statystyczne. W celu sprawnego przeprowadzenia tej akcji oddziały ZPL są proszone o zorganizowanie do 23 stycznia br. narad z prezesami kół oraz przedstawicielami innych polskich organizacji społecznych, podczas których ma być omówiony i zorganizowany przebieg tej inicjatywy.

W załączeniu:
1. Regulamin Społecznego Spisu Ludności Polskiej na Wileńszczyźnie;
2. Ankieta deklaracji narodowości polskiej mieszkańców Wileńszczyzny

 Prezes Michał Mackiewicz

Zatwierdzony na posiedzeniu
Zarządu Głównego Związku Polaków na Litwie
w dniu 14 stycznia 2021 r.

 

SPOŁECZNY SPIS LUDNOŚCI POLSKIEJ NA WILEŃSZCZYŹNIE

REGULAMIN

 

 

         W związku z planowanym na ten rok powszechnym spisem ludności na Litwie oraz w związku z nieścisłościami i rozbieżnościami statystycznymi dotyczącymi deklarowanej narodowości w poprzednich spisach ludności, w celu porównawczo – informacyjnym, na własne potrzeby statystyczne, Związek Polaków na Litwie postanawia przeprowadzić Społeczny Spis Ludności Polskiej na Wileńszczyźnie według sporządzonego regulaminu.

ORGANIZATOR SPISU

     Organizatorem Społecznego Spisu Ludności Polskiej na Wileńszczyźnie jest Związek Polaków
na Litwie.

ZAKRES CZASOWY I TERYTORIALNY

     Społeczny spis ludności zostanie przeprowadzony na obszarze Wileńszczyzny w dniach od 15 stycznia do 15 lutego 2021 roku z możliwością przedłużenia terminu.

 

SPOSÓB PRZEPROWADZENIA SPISU

     Społeczny Spis Ludności Polskiej na Wileńszczyźnie zostanie przeprowadzony na zasadzie pełnej dobrowolności osób biorących udział w ankiecie.
Związek Polaków na Litwie ustanowi dla każdej gminy położonej na obszarze Wileńszczyzny pełnomocnika gminnego, który będzie odpowiedzialny za przeprowadzenie spisu na jej terenie,
a po jego zakończeniu przekaże szczegółowy raport wraz z ankietami i wynikami spisu Zarządowi ZPL.
Dla potrzeb spisu, pełnomocnik gminny powoła do jego przeprowadzenia ankieterów, którzy będą podlegać jego kontroli i zaleceniom.
Ankieterzy będą przeprowadzać spis na podstawie udzielonego im przez pełnomocnika upoważnienia, będą posiadać przy sobie stosowny identyfikator oraz pisemne upoważnienie,
które będą zobowiązani okazywać na żądanie osób biorących udział w ankiecie, a w przypadku ankiet przeprowadzanych drogą telefoniczną lub internetową, będą udzielać informacji pozwalających na zweryfikowanie ich tożsamości. Wypełnione ankiety ankieterzy będą niezwłocznie przekazywać właściwemu pełnomocnikowi gminnemu.
W związku z pandemią koronawirusa i wynikającymi z tego faktu utrudnieniami, spis zostanie przeprowadzony w jednej z trzech form: telefonicznej, internetowej lub drogą bezpośredniego kontaktu przy zachowaniu najwyższej ostrożności, zgodnie z wymogami sanitarno – epidemicznymi.

 

WZÓR ANKIETY

 

     Związek Polaków na Litwie ustali jednolity wzór ankiet dla potrzeb Społecznego Spisu Ludności Polskiej na Wileńszczyźnie, w których zawarte będą imię i nazwisko, data urodzenia
oraz adres i podpis osoby biorącej udział w ankiecie, a także pytanie określające narodowość osoby ankietowanej. Potwierdzeniem wypełnienia ankiety i zawartych w niej odpowiedzi oraz
danych będzie złożony przez osobę ankietowaną podpis na formularzu ankiety lub wysłany sms lub e-mail do ankietera.

POSTANOWIENIA KOŃCOWE

 

 

                    Administratorem informacji zawartych w ankietach będzie Związek Polaków na Litwie.
Dobrowolny udział w ankiecie jest zarazem wyrażeniem zgody na zasady Społecznego Spisu
Ludności Polskiej na Wileńszczyźnie zawarte w niniejszym Regulaminie.

 

 

 

 

 

Uchwala Zarzadu ZPL 2021 r.

SPOŁECZNY SPIS LUDNOŚCI NA WILEŃSZCZYŹNIE

POŁECZNY SPIS LUDNOŚCI NA WILEŃSZCZYŹNIE2021-01-15-2 LT

Pasizadejimas

Aktualna ankieta

Ankieta-LT

4 MAJA – PARADA POLSKOŚCI W WILNIE

Szanowni Rodacy,

Związek Polaków na Litwie zaprasza Polaków zamieszkałych na Litwie, wszystkich swoich członków, sympatyków i gości z Macierzy do udziału w świątecznej paradzie. Uroczystym pochodem z okazji Dnia Polonii i Polaków za Granicą oraz kolejnej rocznicy Konstytucji 3 Maja uczcimy 30-lecie Związku Polaków na Litwie.

Wszystkich Rodaków zrzeszonych w Związku, organizacjach społecznych, uczniów i nauczycieli szkół polskich, młodzież i kombatantów, członków zespołów artystycznych i każdego, kto czuje się Polakiem, zapraszamy 4 maja br. do przybycia na Plac Niepodległości przy Sejmie Republiki Litewskiej, skąd o godz. 10.30 wyruszymy wspólnie w świątecznej paradzie ulicami Wilna: aleją Giedymina przez Plac Katedralny, ulicą Zamkową i Wielką do Ostrej Bramy, gdzie przy cudownym obrazie Matki Boskiej Ostrobramskiej o godz. 12.00 zostanie odprawiona Msza św.

Szanowni Rodacy, wykażmy solidarność, biorąc udział w uroczystościach z okazji znamiennych dat historycznych!

Żołnierski los i wielka polityka

Przed 81 laty, w drugiej dekadzie marca, w stosunkach polsko-litewskich, które można było naówczas określić jako nieistniejące, nastąpiła gwałtowna zmiana. Stało się to za sprawą tragicznego wydarzenia – postrzelenia przez strażników litewskich polskiego żołnierza z KOPu. Śmierć pogranicznika została niejako wykorzystana przez władze II RP do wymuszenia na Litwie – poprzez wystosowanie ultimatum – nawiązania stosunków dyplomatycznych.

Od Unii do zaciętej wrogości
Polskę i Litwę na przestrzeni wieków łączyły ścisłe więzy, oba państwa miały w swej wspólnej historii jednoczącą je w jeden organizm unię, jak i ciężkie lata ponad wiekowej niewoli i walk powstańczych. W ciągu tego okresu język polski i polska kultura umacniały swe pozycje na terenach Litwy. Druga dekada XX wieku, która wraz z zakończeniem I wojny światowej przyniosła uciemiężonym przez mocarstwa narodom szansę na wyzwolenie i budowanie państw narodowych stała się okresem wielkiej próby dla stosunków Polski i Litwy. Litwa chciała wykorzystać szansę na odseparowanie się od Polski, wpływu jej kultury i języka, stawiając na odrodzenie państwa narodowego. Zakładało to konflikt z Polską już z uwagi na to, że na terenach, które Litwa uważała za swe historyczne ziemie, Polacy stanowili potężny procent ludności, w tym zamożnej, władającej ziemią i wielkimi dobrami.
Najbardziej ostro stanęła sprawa stosunków polsko-litewskich w sprawie Wilna, w którym przeważającą część ludności stanowili Polacy oraz Wileńszczyzny. I kiedy sprawa przynależności tych terenów została przesądzona na korzyść Polski, Litwa tzw. kowieńska nie chciała się z tym pogodzić i pomiędzy obu państwami nastąpił okres wyraźnej wrogości i izolacji – państwa nie miały ze sobą żadnych stosunków. Nie została też uznana przez Litwę granica polsko-litewska, która ciągnęła się na przestrzeni 500 km i była określana jako linia demarkacyjna.
Dla obu państw było to utrudnieniem w prowadzeniu zarówno polityki międzynarodowej jak i stosunków gospodarczych. M.in. strona polska nie mogła prowadzić skutecznej polityki wobec państw bałtyckich, a także rozwijać handlu, co było ważne dla rozwoju i ożywienia kresów północno-wschodnich. Ponadto konflikt mógł się stać tym lontem, któryby spowodował w każdej chwili wybuch i przerodzić się w groźbę wojny. Co było tym aktualniejsze, że zarówno Niemcy (Kłajpeda), jak i Rosja sowiecka (mrzonki o rozwijaniu rewolucji) byłyby w każdej chwili zainteresowane takim biegiem wydarzeń.
Kolejne próby nawiązania stosunków z rządem litewskim w Kownie Polska podjęła na początku 1938 roku. M.in. był zaangażowany w te sprawy Aleksander Tyszkiewicz z Kretyngi. Ale z powodu ignorowania tych starań przez stronę litewską, sprawa nie ruszyła z miejsca. Na Litwie panowała opinia, że rząd, który by zgodził się na forsowaną przez Polskę formułę nawiązania stosunków dyplomatycznych, a następnie zabranie się do rozwiązywania nabrzmiałych spraw (np. stosunku do polskiej i litewskiej mniejszości w obu państwach) byłby obalony i że tylko „wyższa konieczność” usprawiedliwiłaby taki krok rządu litewskiego.
Wielu polityków litewskich wręcz uważało, że Litwa ma więcej korzyści z tej izolacji od Polski, bowiem dzięki temu wyrosło nowe pokolenie mające poczucie świadomości narodowej, jak i to, że społeczeństwo litewskie, szczególnie młodzież, nie jest przygotowane do zawierania umów z Polską (ciekawe, jak to jest zbieżne z lansowanymi już w XXI wieku opiniami o niedojrzeniu społeczeństwa litewskiego do np. stosowania polskiego nazewnictwa, pisowni nazwisk, Mszy św. w języku polskim w Archikatedrze Wileńskiej).
Jednak polskie MSZ nadal szukało sposobności do normalizacji sytuacji. Jak to często bywa w historii, dopomógł przypadek. Niestety, tragiczny.

Wierszeradówka i Marcinkańce w wirze historii

Oto jak opisuje tragiczny wypadek na granicy polski historyk prof. Piotr Łossowski w książce „Ultimatum polskie do Litwy 17 marca 1938 roku”: „Do pełnienia służby granicznej 11 marca 1938 roku zostali wyznaczeni żołnierze z 2. Kompanii 23. Batalionu 6. Brygady Korpusu Ochrony Pogranicza (KOP) – strzelcy Stanisław Wolanin (dowódca) i Stanisław Serafin. Ich zadanie polegało na patrolowaniu granicy z Litwą w okolicy punktów granicznych 4, 2 i 8. Ze strażnicy położonej we wsi Wierszeradówka wyszli na służbę o 4.00 i mieli ją pełnić do 7.00. Strażnica Wierszeradówka znajdowała się w małej wiosce, właściwie przysiółku złożonym z kilku chat. (…) Sytuacja na granicy była niespokojna, a stosunki na niej nieuregulowane. Często usiłowali ją przekraczać przemytnicy przepędzający bydło na polską stronę. Nierzadko próbowali przedostać się przez nią także agenci wywiadu i emisariusze władz litewskich, którzy utrzymywali kontakty z mieszkającymi po polskiej stronie Litwinami. Nielegalny ruch odbywał się także w drugą stronę. Na granicy dochodziło do różnych incydentów, w tym wymiany strzałów, po których notowano ofiary śmiertelne. Według danych litewskich, w ciągu kilkunastu lat, do 1937 roku włącznie, zginęły 64 osoby ze strony litewskiej. Byli wśród nich zarówno policjanci służby granicznej, jak i cywile. Na tej liczącej 500 kilometrów niespokojnej granicy polsko-litewskiej jednym z najniebezpieczniejszych punktów był ten fragment, na którym znajdowała się strażnica Wierszeradówka. Tu między Niemnem a Mereczanką na odcinku około 10 kilometrów granica biegła nie nurtem rzecznym, lecz na przełaj poprzez lasy. Była słabo i prowizorycznie oznakowana słomianymi wiechami i wąską przesieką leśną. Wystarczało parę skoków przez nią i już znajdowało się na drugiej stronie. Upilnowanie granicy w tym miejscu było bardzo trudne. Nad ranem 11 marca dwuosobowy patrol wyruszył na służbę. Przebieg wydarzeń, które wkrótce nastąpiły, relacjonujemy na podstawie pisma Szefostwa Wywiadu KOP, skierowanego do MSZ 19 marca 1938 roku. Jest to najdokładniejsza ze wszystkich, miarodajna relacja o zaszłym wypadku. O 4.45, gdy wspomniany patrol, idąc wyznaczoną drogą, zbliżał się do punktu granicznego nr 4. przy słupie granicznym 393., znajdując się 160 metrów od granicy państwa, natknął się na „cywilnego osobnika”, który usiłował się ukryć (według innych źródeł były to dwie osoby, które przekroczyły granicę, jedna z nich wycofała się na stronę litewską. Strzelec Wolanin zaczął gonić uciekającego, wzywając go do zatrzymania. A gdy ten nie usłuchał, oddał do niego trzy strzały z karabinu. W trakcie pościgu żołnierz KOP zabiegł drogę uciekającemu od strony granicy i wciąż do niego strzelał, jednak bezskutecznie. Ten uciekł w głąb terytorium Polski i skrył się w gęstym lesie. Wolanin wrócił na dawne miejsce, gdzie odnalazł strzelca Serafina. Polecił mu dokładnie przeszukać teren. Około 5.00 strzelec Wolanin znalazł się na skraju lasu. W tym momencie usłyszał dwa strzały. Gdy wybiegł na pas drogi granicznej, zobaczył leżącego w pobliżu, ale już na terytorium Litwy, strzelca Serafina, który wzywał pomocy. Nim Wolanin zdążył podejść do rannego, podbiegło do niego dwóch strażników litewskich i odciągnęło go dalej, w głąb terytorium Litwy. Pozostawili go leżącego na ziemi w odległości około 12 metrów od linii granicznej. (…) Wolanin, słysząc wołanie kolegi o pomoc, usiłował podejść do niego – został jednak ostrzelany”.
Pomimo interwencji dowódcy kompanii i rozmowy dowódcy strażnicy z komendantem rejonu policji litewskiej, strażnicy litewscy rannego żołnierza nie oddali, ale załadowali go na wóz i wywieźli znad granicy. W dokumencie z relacji znajduje się inna informacja, a mianowicie o tym, że po zatrzymaniu osobnika, który w nocy przekroczył granicę, okazało się, że jest to mieszkaniec wsi Marcinkańce, który przyznał się, że na Litwę chodził w celach szpiegowskich na rzecz tego państwa. Wynikałoby z tego, że postrzelenie Serafina nastąpiło w trakcie przerzucania przez granicę agentów litewskich i dlatego mu towarzyszyła tak silna osłona znacznej części policjantów i ich reakcja.
Strona litewska miała swoją wersję wydarzeń. Jednak nie zmieniało to końcowego biegu wydarzeń – śmierci strzelca Stanisława Serafina, któremu udzielono spóźnionej pomocy medycznej.
Przekazanie zwłok odbiegało od utartego rytuału. Wydanie ciała nastąpiło 12 marca o godz. 17.15. Śledztwo w tej sprawie prowadziła zarówno polska jak i litewska strona. Polska strona uznała m.in., że „powodem strzelania policjantów litewskich do patrolu KOP, który poszukiwał naruszyciela granicy, było to, iż był on ważnym agentem wywiadu litewskiego i policji granicznej zależało na tym, aby nie dopuścić do jego ujęcia”.
Z kolei strona litewska ani słowem, oczywiście, nie wspomniała o przerzucaniu agentów przez granicę.
Ważnym wydarzeniem stał się pogrzeb strzelca Stanisława Serafina, który odbył się 14 marca we wsi Marcinkańce. Szeroko relacjonowała go prasa. W pogrzebie wzięły udział wielotysięczne tłumy okolicznej ludności. Liczne były także delegacje wojska, straży leśnej, Związku Strzeleckiego, nauczycielstwa oraz młodzieży szkolnej. Kondukt pogrzebowy prowadziło 7 księży. Na mogile złożono wiele wieńców. Przemawiający na pogrzebie wójt gminy Porzecze Feliks Surowiec powiedział: „Dość mamy krzewienia nienawiści przez Litwinów, niszczenia polskich napisów w kościołach i umieszczania godeł litewskich na krzyżach cmentarnych”.
Kilka dni po pogrzebie dowódca kompanii KOP, w której służył poległy żołnierz, otrzymał list od jego ojca Józefa Serafina ze wsi Dzikowiec w powiecie Kolbuszowa. W nim on przepraszał, że nie mógł być na pogrzebie i wyjaśnił, że wiadomość o tragicznej śmierci najstarszego syna powaliła go z nóg.

Ultimatum mające służyć dobrej sprawie

Strona litewska ze wszech miar starała się przedstawić tragiczny wypadek na granicy jako jeden z wielu, zaistniały w tym regionie. W późniejszych komentarzach wysokiej rangi wojskowych litewskich m.in. generała Stasysa Rastikisa mówiło się o tym, że „poprzednio mieliśmy kilka tego rodzaju incydentów, nie było więc istotnego powodu dla tak wielkiego politycznego wydarzenia jak polskie ultimatum dla Litwy”.
Polskie MSZ postanowiło jednak zaistniałą sytuację wykorzystać do ostatecznego rozwiązania problemu braku stosunków dyplomatycznych z Litwą. W ciągu dosłownie kilku dni podłączono do tej misji zaprzyjaźnionych dyplomatów, w tym krajów bałtyckich, jak i najwyższe władze RP. Z kolei strona litewska zabiegała u rządów Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch by podziałały „uspakajająco na Warszawę”. Polska z kolei badała reakcję Niemiec i Rosji radzieckiej na decyzje, które miała podjąć wobec Litwy. Oba te kraje skłonne były nie czynić żadnych kroków w kierunku powstrzymania Polski przed planowanymi decyzjami. W ciągu kilku dni do czasu doręczenia ultimatum trwały zarówno intensywne rozmowy z posłami europejskich krajów, jak i narady wewnątrzkrajowe pomiędzy ministrem Józefem Beckiem, marszałkiem Edwardem Rydzem-Śmigłym, pracownikami MSZ. Sytuację omawiano w Senacie. Wiele uwagi temu tematowi poświęciła prasa, formowano odpowiednio opinię publiczną.
Na Litwie podczas narady u prezydenta Antanasa Smetony postanowiono zaproponować rządowi polskiemu wyznaczenie pełnomocników do zbadania incydentu z 11 marca i „porozumieć się w sprawie środków zapobieżenia i likwidowania podobnych incydentów”. Uchwałę tę 14 marca o godz. 22.45 zakomunikowano posłowi litewskiemu w Tallinie z poleceniem natychmiastowego przekazania jej posłowi polskiemu. Polska strona przyjęła te propozycje, ale nie mogły one stanowić rozwiązania problemu, bowiem mówiły w zasadzie tylko o zbadaniu incydentu i zapewnieniu spokoju na granicy. Polskiej stronie zaś chodziło o unormowanie stosunków.
I to właśnie Tallin stał się miejscem, gdzie poseł Polski Wacław Przesmycki miał się spotkać z litewskim posłem Broniusem Dailide i przekazać mu decyzję rządu polskiego. Przybył do poselstwa litewskiego i oświadczył, że ma wręczyć odpowiedź na propozycje rządu litewskiego, otrzymane za jego pośrednictwem w nocy z 14 na 15 marca.
Instrukcja przesłana posłowi Przesmyckiemu 17 marca zawierała tekst noty dla rządu litewskiego. Nie był on długi i składał się z 4 punktów: była w nich mowa o tym, że propozycja rządu litewskiego z 14 marca nie może zostać przyjęta, nie daje bowiem gwarancji bezpieczeństwa na granicy, zwłaszcza po niepowodzeniu dotychczasowych prób polsko-litewskich negocjacji. Punkt drugi zawierał oświadczenie rządu polskiego, że za jedyne załatwienie uważa on natychmiastowe nawiązanie stosunków dyplomatycznych bez żadnych warunków wstępnych. Punkt trzeci mówił o 48-godzinnym terminie odpowiedzi oraz zainstalowaniu przedstawicieli dyplomatycznych w Kownie i Warszawie do 31 marca 1938 roku. W punkcie czwartym było uprzedzenie, że propozycja polska nie może być przedmiotem dyskusji. Brak odpowiedzi i jakiekolwiek zmiany miały być uważane za odmowę. W końcu znajdowała się przestroga, której nie włączono do żadnego z punktów, że rząd polski w przypadku odmowy zabezpieczy słuszne interesy swego państwa własnymi środkami.
Poseł litewski skomentował to tym, że do 31 marca jest bardzo mało czasu oraz pytaniem, czy odmowa strony litewskiej będzie oznaczała wojnę. Przesmyckiemu nie było łatwo dać odpowiednią odpowiedź. I wybrał bardzo „dyplomatyczną” i jednocześnie nie budzącą złudzeń odpowiedź, że „z uwagi na powagę wydarzenia, środki będę również poważne, gdyż są one nieograniczone”. Rozmowa kończyła się punktualnie o godz. 22.00, co stwierdzili posłowie sprawdzając czas na swoich zegarkach i na kopii dokumentu zapisali „10 wieczór”.
Już prywatnie poseł polski dodał, że jako przedstawiciel narodu polskiego nie zażądał od przedstawiciela narodu litewskiego niczego, co by mogło przynieść uszczerbek honoru, suwerenności czy też prestiżu jego narodu.
Strona litewska już w nocy z 17 na 18 marca poinformowała swoich posłów za granicą o ultimatum, a jego treść przekazana została wszystkim przedstawicielom obcych państw w Kownie z prośbą o poinformowanie swoich rządów. Litwa prosiła o wpłynięcie na rząd polski, by przyjął przekazane 17 marca w Paryżu przez posła Petrasa Klimasa propozycje nawiązania litewsko-polskich rokowań. Jednak posłowie litewscy spotykali się w większości z odmową mediacji i usłyszeli wiele rad, by przyjąć polskie warunki.
Szwecja, Łotwa, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania radziły przyjąć ultimatum, tak samo jak Niemcy. Liga Narodów wręcz domagała się, by rząd Litwy przyjął ultimatum bez żadnych poprawek. Negatywną opinię co do ultimatum wyraził Związek Sowiecki.
Na Litwie i w Polsce odbywały się manifestacje, wiece, prasa roiła się od ostrych publikacji na temat ultimatum. W Polsce grożono marszem na Kowno, zaś na Litwie trwała mobilizacja. 19 marca około godz. 2.00 w pałacu prezydenckim zebrał się rząd Litwy oraz prezydent Antanas Smetona, marszałek Sejmu, dowódca armii oraz szef sztabu. Po wypowiedzeniu swoich stanowisk przez ministra spraw zagranicznych, wojska i innych, okazało się, że byli zarówno przeciwnicy jak i stronnicy ultimatum. Dyskusja była zawzięta i trwała długo. Około godziny 4.00 minister spraw zagranicznych Stasys Lozoraitis powiadomił pracowników MSZ, że rząd zdecydował przyjąć ultimatum. O 10.00 sekretarz generalny MSZ zatelefonował w tej sprawie do Tallina. Miało się jednak jeszcze odbyć posiedzenie Sejmu, zaplanowane na godz. 13.00. Jednak była to już zwykła formalność. 43 obecnych posłów głosowało jednomyślnie, stwierdzając w oświadczeniu, że „w wytworzonych warunkach rząd był zmuszony przyjąć ultimatum rządu polskiego”.
Wymiana not w Tallinie nastąpiła o godz. 11.00 czasu warszawskiego. Stwierdzało się w niej (były jednakowe – tylko podpisy i adresy się różniły), że „rząd polski postanowił nawiązać z dniem dzisiejszym normalne stosunki dyplomatyczne między Polską i Litwą i w tym celu ustanawia poselstwo w Kownie i poseł polski należycie akredytowany złoży swe listy uwierzytelniające w Kownie najpóźniej do dnia 31 marca br.”.

Cmentarz w Marcinkańcach

Przypadkowa, tragiczna śmierć polskiego żołnierza z KOPu w rekordowym czasie – w ciągu 8 dni doprowadziła do nawiązania stosunków dyplomatycznych – celu, którego nie udało się urzeczywistnić w ciągu wielu lat. Zadziałały tu bezspornie determinacja i zdecydowanie polskiej strony.
A na cmentarzu w Marcinkańcach spoczął syn narodu polskiego, szeregowy Stanisław Serafin. Jego grób znajduje się w niedużej kwaterze wojskowej, gdzie spoczywa też 8 legionistów: strzelec 203. P.P. Józef Lisiecki, strzelec 1 P. K. Władysław Karaz, nieznany ułan, strzelec 205 P.P. Włodzimierz Jarociński, strzelec 1 b. Kiel. Antoni Stępień, strzelec 205 P. P. Stefan Obrusiewicz oraz dwaj nieznani żołnierze polegli w 1920 roku. Na pomniku Stanisława Serafina jest napisane: Stanisław Serafin kapral KOP z baonu „ORANY” poległ w dniu 11 III 1938 r. w pobliżu strażnicy „Wierszeradówka” w obronie granic Rzplitej Polskiej.
Zarówno on jak i jego starsi koledzy walczący w roku 1920 oddali życie w obronie granic Ojczyzny. Ojczyzna godnie pochowała swoich synów – spoczęli oni na cmentarzu parafialnym w oddzielnej kwaterze. Na ich grobach ustawiono pomniki. Niestety, czas jest bezlitosny i robi swoje: pomniki obrastają mchem, kruszeją, pod mchem znalazły się też płyty oznakowujące kwaterę. Smutno dziś wygląda kwatera obrońców ojczyzny w setną rocznicę odzyskania niepodległości. Wiele akcji, pięknych imprez i upamiętnień miało miejsce z okazji Stulecia Niepodległej. Niestety, cmentarzyk w Marcinkańcach został zapomniany. Chociaż trudno mówić, że został zapomniany – przy jednym z grobów, odwiedzając to miejsce w dniu 31 marca znaleźliśmy kosz z ubiegłorocznych uroczystości, najprawdopodobniej z okazji 11 listopada, z wyschłymi kwiatami i wyblakłą biało-czerwoną szarfą – ślad składania hołdu legionistom z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości.
Wielka szkoda, że przedstawiciele Ambasady RP w Wilnie nie pomyśleli o tym, by w jubileuszowym roku zatroszczyć się o wyczyszczenie i remont pomników. Kwatera jest nieduża i nie wymaga wielkich nakładów finansowych. Wymaga po prostu uwagi i szacunku.
Właśnie tę uwagę udziela spoczywającym tu rodakom wilnianin, a obecnie mieszkaniec Kowna, Stanisław Sosna. Od kilku dobrych lat odwiedza ten cmentarz, w miarę możliwości porządkuje groby, zapala znicze. Nieraz Stanisław zwracał się zarówno do placówki dyplomatycznej w Wilnie, jak i do Instytutu Pamięci Narodowej w Polsce z prośbą o zatroszczenie się o to miejsce spoczynku żołnierzy z 1920 roku, jak i strażnika KOPu, którego tragiczna śmierć stała się katalizatorem nawiązania stosunków dyplomatycznych pomiędzy Polską i Litwą w 1938 roku. Stanisław Sosna na swoje listy otrzymał zdawkowe odpowiedzi. Urzędowe słowa. Czynów zabrakło. Czyżby decydenci czekają na to, kiedy pomniki skruszeją i będzie większy zakres prac? Dziś wystarczy im staranny kosmetyczny remont, renowacja terenu.
Cmentarz w Marcinkańcach jest starannie doglądany przez miejscowych mieszkańców i zaniedbana polska kwatera robi bardzo smutne wrażenie.
Odwiedzając wraz ze Stanisławem oraz jego ojcem panem Tadeuszem Sosną i prezesem Związku Polaków na Litwie Michałem Mackiewiczem ten cmentarz, po uporządkowaniu terenu i zapaleniu zniczy podjęliśmy decyzję, że, jak to już nieraz bywało, podejmiemy się starań, by również to miejsce spoczynku rodaków, którzy złożyli swe życie w ofierze Ojczyźnie zostało uporządkowane i było godne synów Polski. Mamy nadzieję, że znajdą się chętni rodacy do przyczynienia się do renowacji tej zapomnianej kwatery.

Polskość, która przetrwała

W polskiej kwaterze znajduje się również grób Franciszka i Anny Faltynowskich (zmarłych w 1939 i 1945 roku). Nieopodal jest też grób Józefa Faltynowskiego. Na metalowym niedużym krzyżu widnieje taka dziwna data śmierci lata 1941-43. Wojna nawet tak oczywistego faktu jak śmierć czasem nie pozwalała sprecyzować. Są to jedne z nielicznych zachowanych tu polskich grobów. Stanowczą większość stanowią te z litewskimi napisami, chociaż nazwiska świadczyć mogą o tym, że spoczywają tu ludzie o polskich korzeniach. Niektórzy w bardzo wzruszający sposób tę swoją polskość jeszcze starają się podkreślić, łączą dwa języki w jednym napisie.
Na cmentarzu spotykamy miłą kobietę – pani Irena sprząta groby krewnych. Pięknie mówi po polsku. Pochodzi z Marcinkańć i, jak mówi, przed wojną i tzw. repatriacją mieszkało tu bardzo wielu Polaków. Po wojnie większość z nich wyjechała do Polski. Praktycznie cała rodzina mamy pani Ireny też znalazła się za Bugiem: w Suwałkach, Białymstoku, Szczecinie… Babcia pani Ireny Anastazja Konecka została – dziś spoczywa na miejscowym cmentarzu i ma na pomniku napis w języku polskim. Obok jest grób jej syna Feliksa i symboliczny grób męża też Feliksa. To na jego cześć syn otrzymał imię. Imię ojca, którego nigdy nie widział. Pani Anastazja była w ciąży kiedy męża – żołnierza Armii Krajowej Niemcy aresztowali i zamordowali. Niestety, nigdy się nie dowiedziała gdzie jest jego grób. Babcia, jak mówi pani Irena, też miała wyjechać do Polski wraz z dziećmi. Ale na przeszkodzie stanęło… imię jednej z córek – mamy pani Ireny. Otóż miała przez Sowietów wpisane w paszporcie imię Galina (zamiast Halina), no i uznano ją za „Ruską”. Więc nie wyjechali.
Po wojnie w Marcinkańcach język polski całkowicie zaginął – obecny jest zaledwie w kilku domach i to tylko w rozmowie pomiędzy przedstawicielami starszego pokolenia. Jak przyznaje pani Irena, jej mama też nie mówiła do swoich dzieci po polsku, by „młodym nie zaszkodzić”. Ale los tak chciał, że będąc na studiach w Wilnie i mieszkając u polskiej rodziny, Irena czytając książki pięknie opanowała ojczysty język swojej mamy. Jej ojciec był Litwinem i niezbyt darzył Polaków sympatią, co tu, na przygranicznych terenach często się zdarzało. A kiedy pytała jego dlaczego ożenił się z Polką, odpowiadał krótko: bo była ładną. Pani Irena utrzymuje kontakt z rodziną w Polsce i rozproszoną po Litwie. Od kilku lat robią zjazdy rodzinne po obu stronach granicy. Podczas nich rozmawiają w kilku językach. Mąż Ireny jest Rosjaninem, ale takim, jak mówi, zlitewszczonym, to i ona nosi nazwisko Pietrovienė. Pani Irena ubolewa, że polska kwatera jest zaniedbana i nawet ksiądz, podczas procesji w Dniu Wszystkich Świętych często ją omija, dziwiąc się, skąd tu się wzięli Polacy. Jeżeli minie jeszcze kilka lat w takim zaniedbaniu, to już nie będzie powodów do zdumienia – nieczytelne napisy, pokruszone nagrobki nie będą rodziły pytań, przestaną budzić wspomnienia i emocje.

Janina Lisiewicz

PS 10 lat trzeba było Związkowi Polaków na Litwie przekonywać decydentów w Macierzy co do konieczności uporządkowania kwatery wojskowej w Duksztach Starych na Litwie (obejrzyj w YouTube – Kochajmy Polskę! Ona jest tego warta 3) i jednak stał się cud: gdy jego odbudowa wyszła na ostatnią prostą, końcówka prac została sfinansowana z Warszawy. Co prawda zabrakło ostatecznego uporządkowania terenu – wywiezienia pozostałości po starych nagrobkach, no i to ogrodzenie, ten druciany (!!!) płot. Czy tak się ogradza wojskowe cmentarze? Cmentarz w Marcinkańcach nie wymaga tyle nakładów i wysiłku, by jego odbudowa trwała 10 lat. Więc na końcówkę można i nie zdążyć…

Godnie żyć na tej ziemi

Rozmowa z prezesem Związku Polaków na Litwie Michałem Mackiewiczem

 

Mamy za sobą znamienny rok dla Polski i Litwy – rok stulecia odzyskania niepodległości przez oba kraje, które dla nas – Polaków mieszkających na Litwie, są tak samo drogie i bliskie. Żyjąc w swej ojczyźnie – Litwie, duchowo jesteśmy nierozerwalnie związani z Macierzą – Polską. Z kolei rok 2019, w który wkraczamy, jest znamienny dla Związku Polaków na Litwie. To właśnie przed 30 laty, masowo powstające od maja 1988 roku koła Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Polaków na Litwie przy Litewskim Funduszu Kultury w kwietniu 1989 roku, na I zjeździe postanowiono przekształcić w niezależny Związek Polaków na Litwie. Był to niełatwy, ale jakże budujący, prawdziwie powszechny zryw patriotyczny, kiedy po prawie 50 latach sowieckiego rządzenia mogliśmy już nie pod płaszczykiem formułki „przyjaźni narodów” i „internacjonalizmu w działaniu”, ale otwarcie mówić o tym, że tu, na Litwie, zawsze była i nadal jest liczna rzesza Polaków.

Tak to był naprawdę wielce budujący i pamiętny okres. Mieliśmy szczęście. Należę do pokolenia, które nie tylko doskonale pamięta tamten okres, ale też było aktywnym uczestnikiem okresu nazywanego odrodzeniem narodowym. Uważam, że chyba bardziej precyzyjnie byłoby nazwać ten okres nawet nie odrodzeniem, ale wypromowaniem, wyeksponowaniem naszej polskości. Bo tak naprawdę, doskonale to wiemy my, mieszkańcy tej ziemi, że na terenie Wileńszczyzny polskość, pomimo burz dziejowych, była tu zawsze. Ani rusyfikacja, ani sowietyzacja czy nawet eksterminacja i wywózki polskich patriotów, ani dwie fale tzw. repatriacji na ziemie „odzyskane” nigdy nie potrafiły tej naszej polskości wyrwać z korzeniami.

Wymordowano i wywieziono do łagrów dziesiątki tysięcy patriotów, inteligencji, księży, aktywną młodzież harcerską. Represjami, praktycznie, zmuszono miliony do repatriacji. Niestety, tamta Polska też nie była im łaskawa. Praktycznie każdy, kto bronił polskości na Kresach, został albo zamordowany albo poddawany był represjom w ciągu nieomal całego życia.

Ale nawet po tak tragicznych wydarzeniach i przesuwaniu granic, kiedy, jak się mówi, Polska od nas odeszła, tu, na ojczystej ziemi, pozostali ci, którzy nie byli zdolni nawet w obliczu niebezpieczeństwa jej zostawić. I w tych niesprzyjających, wręcz wrogich dla polskości warunkach zachowali odwieczne wartości, nie dali się zgnębić, przeciwstawili się upodleniu, zachowali stan polskiego ducha. To oni byli wzorem dla tych, których czasem ogarniało zwątpienie oraz dla dorastającego pokolenia i tak powstawała nowa polska społeczność na Litwie, która w końcu lat 80. podniosła biało-czerwony sztandar „odrodzenia”.

 

Budowali tę społeczność, trzeba przyznać,  wkładając wiele wysiłku. Nic nam łatwo nie przychodziło: ani Szkoła Pedagogiczna, ani Instytut Nauczycielski kształcący nauczycieli dla polskich szkół – tu wykazali wielki upór rodzice posyłając dzieci do polskich szkół i żądając dla nich nauczycieli. Ani ta jedyna w Związku Sowieckim codzienna polska gazeta – organ partyjny, niosący sowiecką propagandę, ale też dzięki oddanym swej pracy ludziom (w tym młodej polskiej inteligencji), którzy przemycali prawdziwie polskie treści przy każdej nadarzającej się okazji przypominając prawdziwą historię, propagując kulturę, troszcząc się o poprawny język. Zakładano teatry amatorskie, kółka literackie, legendarną „Wilię” i „Wileńszczyznę”. Wszystko to się działo dzięki wspaniałym ludziom.

Właśnie tak, dzięki ofiarnej i pełnej poświęcenia zaangażowanej pracy ludzi do „odrodzenia” stanęły tysiące: zastęp inteligencji, rzesze robotników, którzy masowo tworzyli koła Związku w zakładach pracy. Czasem liczyły one po kilkaset, a nawet tysiące osób. Mega aktywność wykazały podwileńskie rejony. Między innymi władzę w rejonie, określanym wówczas przez różnych michników i giedroyciów jako „czerwony”, przejęli od komunistów młodzi działacze ZPL i z dumą możemy stwierdzić, utrzymują ją, podobnie jak i w rejonie wileńskim, już ponad 25 lat. Bo ci ludzie liderzy są u siebie, na swoim. Mieszkańcy znają ich od lat – ich pracę, ich życie, widzą ich na co dzień i ufają im, bo ich nie zawiedli. A te jakże krzywdzące z lat 90. michnikowsko-giedroyciowe opinie – kłamliwe, pełne hipokryzji i bezczelności, szokowały nas, budziły protest, dziwiły, aż zrodziły determinację i zrozumienie: najpewniej jest kiedy liczymy tylko na siebie. Więc, róbmy swoje! Bo ci ludzie nie są zdolni nas rozumieć. Nie przeżywali tego, co my, więc uprościli sobie wszystko i prymitywnie zaczęli nas uczyć jak mamy żyć. Wszystkie te jakże liczne, częstokroć wprost obraźliwe publikacje zarówno w Polsce o zsowietyzowanych Polakach, jak i na Litwie o spolonizowanych Litwinach, były bolesne – nie tego oczekiwaliśmy po wielkich przemianach, ale po pewnym czasie budziły już tylko politowanie, bo poznawaliśmy swoją wartość, wartość tych, którzy pozostawali zawsze wierni.

 

Czy możemy mówić, pamiętając, oczywiście, o kilku etapach bardzo trudnych dla Związku (m.in. o tym z przełomu wieku XX i XXI), że ZPL odniósł sukces.

Bezspornie. Chociaż mogliśmy zrobić jeszcze więcej, gdybyśmy nie musieli pokonywać sztucznie stwarzanych nam trudności. Ale, jak już powiedzieliśmy poprzednio, Związek nie działał na jakiejś „wypalonej” ziemi. Mieliśmy polskie szkoły, zespoły,  mieliśmy ludzi piastujących dość odpowiedzialne stanowiska w poszczególnych strukturach władzy w rejonach i Wilnie. Wielu z nich włączyło się aktywnie do budowania potencjału społeczności polskiej. Niestety, niektórzy – z różnych powodów – zostali na uboczu, niektórzy poszli przeciwko nam.

Dziś młodym – takim jakimi byliśmy my przed trzydziestu laty – może się wydawać, że to jedynie oni – wolni od sowieckich naleciałości – potrafią dokonać o wiele więcej. Być prawdziwymi Europejczykami, nawiązać skuteczniejszy dialog z Litwinami i pozałatwiać wszystkie sprawy. Daj Boże! Świat normalnieje. Miejmy nadzieję, że każde nowe pokolenie potrafi dokonać więcej od swych poprzedników. Najważniejsze, by zawsze pamiętali o tym skarbie, który w spadku zostawili nam nasi przodkowie – naszą tożsamość, kulturę, język, wiarę, naszą polskość i determinację do ich pielęgnowania. By nie ulegli pokusom, przeciwstawili się upodleniu. Bo chętnych skierować nas „na właściwe tory”, na asymilację, niestety, nie ubywa. Wciąż są ci, którzy uważają, że lepiej od nas wiedzą jak mamy żyć. I w swym działaniu często są bezwzględni. Brzęcząc sakiewką ze srebrnikami, w które obrócili fundusze polskiego podatnika, uzbrojeni w giedroyciowskie teorie, tworzą nam własne asymilacyjne scenariusze naszej przyszłości. To nie może im się udać!

Kiedy Polska stąd odeszła, kiedy wszelką polskość wypalano tu terrorem i propagandą, i kiedy się wydawało, że niczego nie powinno z niej pozostać, ona wciąż była żywotna, dzięki Polakom, „tutejszym” – miejscowym, wrośniętym w tę ziemię głęboko rodowymi korzeniami. Jeszcze raz powtórzę: nie od nas – urodzonych później, po wojnie, to tak zwane „odrodzenie” się zaczęło. I nie od upadku władzy sowieckiej. Zaczęli je ci, którzy tu pozostali, jak się utarło mówić, na dobre i na złe, po 1945 roku.

W Zułowie, w Alei Pamięci Narodowej, mamy stelę i zasadzony dąb upamiętniające tych nauczycieli, którzy pozostali na Wileńszczyźnie, by uczyć po polsku polskie dzieci. Takie stele powinny być też ustawione księżom, którzy trwali przy polskim słowie w kościołach. Rodzicom – Polakom, wychowującym swoje dzieci w polskiej tradycji… Od kilku lat, zawdzięczając polskiej władzy samorządowej w rejonie wileńskim, mamy w Mejszagole Muzeum ks. prałata Józefa Obrembskiego. Przykład Jego treściwego, długiego życia daje piękne świadectwo postaw niezłomnego polskiego ducha w tamtym okresie historii. Pamiętamy też o Jerzym Ordzie,  pani Janinie Strużanowskiej i wielu innych – to od nich to odrodzenie się rozpoczęło po przesunięciu granic.

 

Bolą też, bez wątpienia, te nagonki, które w odchodzącym roku odczuł Związek i jego prezes osobiście ze strony poszczególnych urzędników z Macierzy, którzy z góry narzucają nam „plan rozwoju i działalności”. To są też w większości młodzi ludzie, którzy, owszem, uczyli się już chyba mniej zakłamanej historii, ale o tej naszej, polsko – litewskiej rzeczywistości, czegoś się jednak nie douczyli. Bo myśmy tu o swoje twardo walczyli: zarówno w roku 1947, kiedy nam w ciągu paru tygodni zlikwidowano praktycznie ponad 300 polskich szkół; kiedy pod płaszczykiem awaryjnego stanu budynków szkolnych próbowano w latach 60. XX wieku zlikwidować obecną „Syrokomlówkę”; kiedy dopięliśmy tego, że absolwenci polskich szkół w latach 70. ubiegłego wieku składali egzaminy na studia w języku polskim i byli kształceni po polsku nauczyciele różnych przedmiotów. Wtedy byliśmy obywatelami Związku Sowieckiego, którzy mieli wpisaną narodowość „Polak”. Ale nie to było istotne, istotne było to, że byliśmy właśnie Polakami.

Tak, to bardzo boli i często podcina skrzydła. Ale wszystko się zmienia. Któż, poza kilkunastoma wielkimi zapaleńcami, w latach, dajmy na to 70. wierzył, że ten sowiecki kolos runie. Runął, bo jego fundamenty były zamieszane na krzywdzie i krwi ludzkiej. Mieliśmy też w czasach już demokratycznej Litwy, zarówno tu u siebie, jak i w Macierzy bardziej i mniej przychylnie nastawionych do naszych oczekiwań i dążeń polityków i działaczy, urzędników. Ale ostatnio zetknęliśmy się ze szczególną bezwzględnością. Zastosowano nawet wobec nas struktury siłowe i służby specjalne. Najwidoczniej odczuli, że jesteśmy silni.

A mimo wszystko, a jednak, działając w różnych, często bardzo niesprzyjających warunkach, potrafiliśmy stworzyć mocne struktury: Związek, Akcję Wyborczą Polaków na Litwie – Związek Chrześcijańskich Rodzin, Stowarzyszenie Nauczycieli Szkół Polskich na Litwie „Macierz Szkolna” – organizację łączącą nauczycieli, którzy pełnią funkcję bardzo ważną – wychowują młode pokolenie. Jest harcerstwo, towarzystwa sportowe, zespoły twórcze, wygrywamy wybory… Jesteśmy jednością silni. Mamy wizję przyszłości polskiej społeczności na Litwie. Nie wymyśloną w zaciszu gabinetów, ale wykrystalizowaną latami naszego życia i pracy na ojczystej ziemi. Dodaje optymizmu też to, że na Litwie, wśród polityków, działaczy, decydentów w instytucjach państwowych znajdujemy poszczególnych sojuszników dla naszych idei. To prawda, proces ten przebiega bardzo powoli. Jednak coś nam się udaje wynegocjować (przypomnieć należy akredytacje gimnazjów, obronienie pedagogicznego kursu na polonistyce). Niestety, jest tak, że komuś to bardzo się nie podoba. Więc trzeba rozbić, podzielić społeczność polską i ten proces rozwiązywania istotnych spraw będzie można przyhamować. To jest walka polityczna. Brzydka, czasami wręcz brudna, czego też doświadczyliśmy w minionym roku.

 

Ale jesteśmy zahartowani: mieliśmy rządy komisaryczne, groźbę pozbawienia prawa do udziału w wyborach, kiedy takowe odebrane zostało organizacjom społecznym, zakusy na nauczanie po polsku… Niech więc hasło: „róbmy swoje” będzie dla nas przewodnim.

Robimy swoje i z dumą wkraczamy w rok trzydziestolecia. Już w wielu kołach m.in. Wileńskiego Rejonowego Oddziału ZPL odbyły się jubileuszowe uroczystości. Uhonorowano i przypomniano tych, co stali u źródeł organizacji. W pięknych galowych obchodach biorą udział liczne rzesze członków ZPL – starszych i młodzieży, która ma okazję poznać historię powstawania kół Związku Polaków na Litwie z ust tych, co społecznie, bez nakazu i rozkazu, tworzyli organizację i w ciągu trzydziestu lat swoją społeczną pracą udowodnili, że Polacy na Litwie byli, są i będą równymi wśród równych na swojej ojczystej ziemi.

Jako kierownictwo Związku, Zarząd Główny, Rada będziemy się starali godnie uczcić jubileusz. Po raz kolejny, wbrew miłośnikom teorii „dziel i rządź” będziemy odkłamywali (tak już na tej naszej ziemi jest) historię – teraz tę najnowszą. Bo nie może być tak, że z powodu czyjegoś widzimisię można przekreślić dorobek ponad dziesięciotysięcznej organizacji: 16 oddziałów i ponad 250 kół, organizując np. „imprezki”, w których bierze udział kilkanaście osób i tworzyć z tego wizję „wielkiej działalności”. Prawda zawsze zwycięży, chociaż niekiedy droga do zwycięstwa bywa długa i żmudna. Ale my tu, na Kresach, przyzwyczajeni jesteśmy być twardzi i uparci. Takimi uczyniło nas życie, nasz los – tych zza Buga.

Cieszy to, że Związek po 30 latach jest ludziom potrzebny, powstają nowe koła. Oczywiście, ludzie też odchodzą, takie jest prawo natury. Ale kiedy widzimy na festynach, w pochodach, na obchodach rocznic sporo młodzieży, to nie sposób nie być optymistą i nie stwierdzić, że warto było i warto jest dołożyć maksimum wysiłku, by Związek Polaków na Litwie wraz z innymi organizacjami polskimi tworzył niezawodny układ, który da nam siły godnie żyć na tej ziemi i być Polakami na Litwie.

 

Dziękuję za wywiad.

Rozmawiała  Janina Lisiewicz

Fot. DELFI / Šarūnas Mažeika

„Dwie dekady Niepodległej w Wilnie”

Szanowni Państwo, konkurs wiedzy historycznej z okresu dwóch dekad Niepodległej w Wilnie ogłoszony przez redakcję „Naszej Gazety” witając 100. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości dobiegł końca. Wyniki zostały podsumowane. Cieszy nas niezmiernie, że w natłoku imprez związanych z chlubną datą odrodzenia niepodległości, zechcieliście Państwo pochylić się nad okresem dwudziestolecia międzywojennego w Wilnie i na terenach Wileńszczyzny, znajdujących się dziś w granicach Litwy, który jest wielce niejednoznacznie oceniany przez historyków i polityków litewskich.

Zapoznając się bliżej z wydarzeniami z lat 20. i 30. XX wieku widzimy, że równolegle z politycznymi realiami Wilno w dwudziestoleciu międzywojennym przeżywało owocny okres odradzającego się po ponad wiekowym carskim zaborze miasta. Jego mieszkańcy – większość stanowili Polacy – ofiarą swojej krwi i życia przyczynili się do obrony tych terenów przed bolszewicką nawałnicą, tym samym odsuwając o dwa dziesięciolecia sowietyzację; swą pracą i działalnością sprawili (wraz z przedstawicielami innych narodowości tradycyjnie zamieszkujących te wielokulturowe tereny), że następował rozwój i rozkwit tych terenów, co wcale nie było łatwe po rozbiorach i spustoszeniach wywołanych I wojną światową i walkach z bolszewikami.

Ogłaszając konkurs kierowaliśmy się przekonaniem, że współcześni mieszkańcy Wilna, Wileńszczyzny i Litwy powinni znać przynajmniej te fakty z historii polskiego okresu dwudziestolecia międzywojennego Wilna, które miasto na trwałe umiejscowiło w kulturze i historii Polski i Litwy, Europy i świata.

Poszukiwanie odpowiedzi na 15 konkursowych pytań, dla jednych, jak zakładaliśmy, było powtórką znanych faktów, dla innych – ich poznawaniem. I jedno i drugie pozwoliło stworzyć pełniejszy obraz dwóch dekad Niepodległej w Wilnie.

Termin Konkursu przedłużyliśmy o tydzień na prośbę Czytelników. Jesteśmy zadowoleni z tego, że otrzymaliśmy liczbę odpowiedzi przewyższającą wiek Niepodległej. W Konkursie wzięli udział zarówno uczniowie, jak i osoby dorosłe. Najmłodszy uczestnik ma lat 11, zaś najstarszy – ponad 80. Odpowiedzi nadeszły zarówno z Wilna, jak i rejonów: wileńskiego, trockiego solecznickiego, święciańskiego, szyrwinckiego i kowieńskiego. Jesteśmy wdzięczni nauczycielom, którzy zechcieli zwrócić uwagę swoich uczniów na ten temat i poszukiwać wspólnie odpowiedzi na pytania, co, mamy nadzieję, dla wielu młodych ludzi stało się dopingiem do poznania dziejów, przyznajmy, chlubnych, swojej małej Ojczyzny.

Tradycyjnie licznie w konkursie uczestniczący uczniowie Gimnazjum im. J. I. Kraszewskiego i tym razem wraz ze swym historykiem Waldemarem Szełkowskim pilnie penetrowali fakty historyczne. Nieobojętni wobec ojczystej historii okazali się gimnazjaliści z Gimnazjum im. M. Balińskiego w Jaszunach, Gimnazjum im. ks. J. Obrembskiego w Mejszagole, uczniowie Wileńskiej Szkoły Technologii, Biznesu i Rolnictwa na czele z nauczycielem Michałem Treszczyńskim, z Gimnazjum im. św. Rafała Kalinowskiego w Niemieżu wraz ze swą polonistką Bożeną Bieleninik, Gimnazjum im. T. Konwickiego w Bujwidzach, Gimnazjum im. J. Śniadeckiego w Solecznikach, Gimnazjum w Pogirach. Dziękujemy pedagogom i kierownictwu tych placówek, jak też innych za zachęcenie młodzieży do poznawania historii.

Warunkiem do uzyskania miana zwycięzcy w konkursie było udzielenie poprawnych i wyczerpujących odpowiedzi na 15 pytań. Po sprawdzeniu wszystkich prac konkursowych okazało się, że z tym zadaniem bezbłędnie poradziło sobie 30 uczestników. I chociaż przy ocenie prac kierowaliśmy się jedynie poprawnością i zakresem odpowiedzi, to nie możemy nie wyróżnić na łamach gazety kilku uczestników, którzy odpowiedzi na pytania potraktowali jako pracę twórczą, uzupełniając je rozległą dodatkową informacją, zdjęciami, nadając im formę rozprawki historycznej. Do takich należy praca konkursowa trójki gimnazjalistów z Liceum im. A. Mickiewicza (Dominika Grigorovičiūtė, Dawid Mikłaszewicz i Daniel Pieczuro) pod kierunkiem historyka Czesława Malewskiego oraz prace pani Barbary Dajnowicz i Alicji Zawadzkiej z Wilna.

Zwycięzcami konkursu zostali: Barbara Dajnowicz, Alicja Zawadzka, Bogusław Jodko, Edward Mackiewicz, Wanda Miłto, Zofia i Jan Kuncewiczowie, Agnieszka Naniewicz, Paulina Pieszko, Irena Priscepionokienė, Władysław Podmostko, Tadeusz Songin, Waldemar Szełkowski, Michał Treszczyński, Henryk Wiśniewski. Prace zbiorowe: uczniów szkółki niedzielnej języka polskiego przy Wędziagolskim Oddziale ZPL, maturzystów Gimnazjum im. Rafała Kalinowskiego, Dominika Grigorovičiūtė, Dawid Mikłaszewicz, Daniel Pieczuro z Liceum im. A. Mickiewicza.

Laureaci konkursu: Mirosław Byliński, Rafał Dejnarowicz, Diana Giedrojć, Edyta Guniewicz, Michał Gołubowski, Honorata Gorodecka, Karina Kurkulionis, Tomasz Lachowicz, Ernest Łukojć, Agata Nosowicz, Erika Rinkevičiūtė, Ryszard Szełkowski, Daniel Zenowicz, Mateusz Adomajtis, Krystyna Ambros, Gabriela Andruszkiewicz, Tomasz Bożerocki, Stanisław Borowoj, Eleonora Szturo-Borowaja, Sebastian Drożdż, Edward Gajewski, Aneta Falkiewicz, Elżbieta Jankowska, Paulina Ewelina Zdanowicz, Sabina Macenkiewicz, Emil Baranowski, Agata Bogdan, praca zbiorowa: Andrzej Barszczewski i Andrzej Zacharzewski, Michał Leonowicz, Joanna Łabul, Agata Łuczyńska, Wioleta Kazyrewska, Julietta Kropaitė, Paula Kisłowska, Oliwia Mangevičiūtė, Donata Bukauskaitė, Greta Butkiewicz, Łukasz Mackiewicz, Anna Milewska i Leonora Milewska (praca zbiorowa), Gabriela Mockutė i Dominik Mockus (praca zbiorowa), Anna Matijošienė, Justyna Możejko, praca zbiorowa: Karolina Majewska i Rafał Pszedni, Albert Pukszta, Agata Rawdo, Adam Szczygłowski, Bożena Sienkiewicz, Władysława Orszewska-Kursevičienė, Stefania Tomaszun, Stanisława Wołodkowicz, praca zbiorowa: Karolina Grachowska, Emilia Skakun, Livija Petkevičiūtė, Sabina Urbanowicz, Gabriela Gilewska.

Zwycięzców konkursu zapraszamy na uroczyste wręczenie nagród, zaś laureatów – na losowanie nagród pocieszenia, które odbędzie się w Domu Kultury Polskiej w Wilnie (ul. Naugarduko 76) w pokoju nr 305 w dniu 7 grudnia br. o godz. 16.00.
Czekamy na Państwa przybycie.