Niech w tym stanie trwa jak najdłużej…

Wiersze dla Ireny Duchowskiej są wspomnieniem, teraźniejszością i nadzieją. Nigdy nie podejmowałem się oceny czyjejś twórczości w formie recenzji i nadal się tego trzymam. Niemniej jednak postaram się opowiedzieć, co sądzę o wierszach autorki tomiku „W zielonej dolinie”. Kiedy zacząłem go czytać od razu zauważyłem to, co dotyka każdego z nas. Bo jest tak, że każdy wie, że wszystko przemija i kiedyś się kończy, ale zawsze kres jest dla nas zaskoczeniem. Nie widzimy wówczas świeżej zieleni, nie słyszymy śpiewu porannych ptaków, natomiast przywołujemy w pamięci odległe pieśni młodości, poszukujemy zarośniętej ścieżki, miłosnych listów, wspominamy to, co już odeszło. Nie da się wrócić dawnych lat i z tego powodu często każdy z nas czuje bezsilność i żal. W takich chwilach wszystko, co jest dniem dzisiejszym ginie w otchłani wspomnień. Mamy świadomość, że „tamto” już nie wróci, a czas jakby przyśpieszał biegu. Uważam to za naturalny stan, z którym większość z nas musi się zmierzyć. Kiedy wczytywałem się w kolejne wiersze zacząłem zauważać przebłyski słońca i to, że Wiosna konwalią bory umaja. To oznaka, że nasza poetka nadal dostrzega ożywczy sygnał przyrody i z niego korzysta. Stwierdza również, że cieszy wiosna dziewczyny, co zapewne udziela się również autorce tych słów. W kolejnych wierszach przewija się płynący strumyk, jak i płynące z dnia codziennego sprawy… Autorka nie zapomina też o przestrogach, zalecając zdejmować czasem różowe okulary.

Z całej analizy wierszy wyłania się obraz spojrzenia na życie z pewnego dystansu, z niesionego przez życie koszyka przeżyć, albumu z sepiowymi zdjęciami. Ukazuje też nastrój panujący w duszy poetki i pozwala sądzić, że jej wiersze nie pozostają pieśnią pożegnalną, nie do końca też myśli owija nostalgia. I niech w tym stanie trwa jak najdłużej…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.