Już po raz ósmy w Polsce i poza nią obchodzono Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Z inicjatywą uhonorowania w ten sposób wszystkich tych, którzy po zakończeniu
II wojny światowej i po znalezieniu się Polski w strefie sowieckich wpływów podjęli się desperackiej walki z komunistyczną władzą, nasadzaną na wszelkie możliwe sposoby przez agentów NKWD i ich polskich popleczników, wystąpił w roku 2010 śp. prezydent Lech Kaczyński. Za jego datę obrano 1 marca, kiedy to w 1951 roku w więzieniu mokotowskim w Warszawie dokonano egzekucji na siedmiu pierwotnie żołnierzach AK, a później antykomunistycznego podziemia, członkach Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”: prezesie IV Zarządu Głównego WiN: ppłk. Łukaszu Cieplińskim, mjr. Adamie Lazarowiczu, mjr. Mieczysławie Kawalcu, kpt. Józefie Batorym, kpt. Franciszku Błażeju, kpt. Józefie Rzepce oraz por. Karolu Chmielu – ostatnich ogólnopolskich koordynatorach walki z nową sowiecką okupacją.
Szacuje się, że polskie podziemie antykomunistyczne podczas swego apogeum liczyło w swych szeregach około 180 tysięcy osób, z których ponad 20 tysięcy walczyło orężnie w oddziałach partyzanckich. Bronili oni ludności wiejskiej przed rabunkami i prześladowaniami NKWD oraz administracji okupacyjnej, wyzwalali z więzień przetrzymywanych tam aresztowanych, piętnowali kolaborantów i likwidowali zdrajców. Czynili to od wkroczenia wojsk sowieckich na tereny Polski w 1944 roku aż po 23 października 1963 roku, kiedy to podczas obławy we wsi pod Lublinem poległ ostatni polski partyzant – Józef Franczak „Lalek”.
Bilans walk antykomunistycznego podziemia Polsce Ludowej był tragiczny. W latach 1944-1963 ponad 5 tysięcy osób skazano na karę śmierci przez sądy wojskowe, 21 tysięcy zamęczono w więzieniach, około 8-10 tysięcy zginęło z bronią w ręku. Dla większego zhańbienia przez długie lata komunistyczna propaganda nazywała stawiających opór wobec sowietyzacji i komunizacji Ojczyzny „zaplutymi karłami reakcji”, „zdrajcami”, „bandytami”, szykanowano też członków ich rodzin.
Wyklęci ze świadomości społecznej bohaterowie antykomunistycznego podziemia dopiero ostatnimi laty odzyskują należną im cześć. Ich niezłomna postawa, wynikająca z przekonania, że być zwyciężonym i nie ulec – to zwycięstwo, znajduje coraz większy szacunek, zwłaszcza wśród młodego pokolenia. Wyznaczone w dniu 1 marca Święto Żołnierzy Wyklętych ma ze wszech miar sprzyjać honorowaniu tych, kto zginął w samotnej walce, by Polska była Polską, a komu odmówiono prawa do godnego pochówku, wymazywano imiona i nazwiska ze świadomości następnych pokoleń.
Wielce chwalebne, że upamiętnianie męstwa Niezłomnych ma też miejsce poza Polską, w tym też – wśród rodaków na Litwie. Piękną klamrą spinającą tegoroczne oddanie u nas czci bohaterom antykomunistycznego podziemia stał się zorganizowany 4 marca z inicjatywy Ambasady RP w Wilnie oraz Wileńskiej Młodzieży Patriotycznej Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych „Tropem Wilczym”. Jego miejscem, podobnie jak trzech poprzednich, stał się wileński park Zakret. Chętni wzięcia udziału mogli wybrać jeden z trzech dystansów: albo ten liczący1963 metry (nawiązujący długością do 1963 roku, kiedy to poległ Józef Franczak „Lalek”), albo 5.000 bądź 10.000 metrów.
Obawy organizatorów, czy aby przenikliwe zimno, panosząca się epidemia grypy i trwający równolegle Kaziukowy jarmark nie przerzedzą dotkliwie uczestników, okazały się zbyteczne. Owszem, frekwencja była mniej liczna niż przed rokiem, aczkolwiek łącznie sprawdzić się na sportowo, oddając przy okazji hołd żołnierzom wyklętym zechciało 288 osób. Zgodnie z przypuszczeniem, najwięcej uczestników zgromadził najkrótszy z dystansów, zdominowany przez uczniów szkół polskich oraz młodzież harcerską, a najbardziej tłumny, gdyż 36-osobowy występ zanotowali uczniowie Wileńskiej Szkoły im. Szymona Konarskiego na czele z dyrektorem Walerym Jaglińskim, nauczycielami oraz rodzicami. Trasy dłuższe preferowali natomiast nierzadko zbratani z biegiem wyczynowo.
W gronie uczestników nie brakło też osób, którzy w Biegu „Tropem Wilczym” wcale nie są nowicjuszami. Witalij Kotow, notabene wychowanek wspomnianej nieco wyżej stołecznej placówki oświatowej, po zameldowaniu się na mecie jako pierwszy zwierzał się o trzecim swoim występie, okraszanym za każdym razem sukcesami, jako że w roku 2016 uplasował się na pozycji trzeciej w biegu na 5.000 metrów, przed rokiem był drugi na dystansie 1963 metry, aż wreszcie teraz załapał się w nim na najwyższy stopień podium. Wśród kobiet na najkrótszym dystansie triumfowała natomiast debiutująca w imprezie Dominika Jakowicz – uczennica klasy 10. Wileńskiego Gimnazjum im. Adama Mickiewicza.
Oblodzone i zaśnieżone tego dnia alejki parku na Zakrecie oraz przenikliwy ziąb bynajmniej nie zmniejszyły temperatury rywalizacji. Każdy z uczestników, oprócz ufundowanych przez Stowarzyszenie „Wolność i Demokracja” numerów oraz kamizelek startowych po przybiegnięciu na metę otrzymywał pamiątkowy medal i mógł się raczyć oferowaną przez Litewskie Wojsko herbatą. Warto dodać, że armia spod znaku Pogoni już nie po raz pierwszy wyciąga pomocną dłoń w kierunku organizatorów, prezentując pod postacią wystawy wspólne z Polską inicjatywy w zakresie obronności oraz urządzając pokaz będącej na służbie broni.
Zdobywcy miejsc na podium zgarnęli natomiast dodatkowe nagrody, a te najokazalsze obok Witalija Kotowa i Dominiki Jakowicz trafiły do zwycięzców biegu na dystansie 5.000 m – Julii Eweliny Jaczun (triumfatorki sprzed roku na 1963-metrowej trasie) oraz Roberta Bartusewicza, najlepszych na dwakroć dłuższym dystansie – Jarosława Siemaszko i Aurelii Vaciukevičiutė oraz najlepszych w nordic walkingu – Haliny Kałmyk i Damiana Smusa, mających do pokonania 5.000 metrów (dodam, że konkurencja ta zadebiutowała w zawodach i ma z pewnością wielkie szanse, by na dobre zadomowić się w ich programie). Wśród oklaskujących wyczyny uczestników znajdowała się też ambasador RP na Litwie Urszula Doroszewska, która w prologu imprezy zabrała okazyjnie głos.
Prezesujący Wileńskiej Młodzieży Patriotycznej Rajmund Klonowski mówił, że organizacja tych zawodów – to nic innego jak wypełnianie obowiązku pamięci o ludziach, którzy na ołtarzu wolności Ojczyzny złożyli najwyższą ofiarę z własnego życia, a zbratani z polskim etosem pozostali do końca wiernymi danej przysiędze. Wilno – jak zauważył – ma do tych obchodów prawo szczególne, gdyż niejeden z żołnierzy wyklętych odnotował w swoim życiorysie epizod związany z naszym miastem, że przywołamy tu chociażby: Witolda Pileckiego, ps. „Witold”, „Druh”, Augusta Emila Fieldorfa ps. „Nil”, Zygmunta Szendzielarza ps. „Łupaszka” czy też spoczywającego w żołnierskiej kwaterze na Rossie Sergiusza Zyndram-Kościałkowskiego ps. „Fakir” – od początku patrona Wileńskiego Biegu Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
Nie trzeba mówić, że rzeczona impreza z udziałem jak Polaków miejscowych, rodaków z Macierzy tak też Litwinów pozwala znaleźć się na wyciągnięcie ręki z najnowszymi dziejami Polski. Temu też bez wątpienia służy działalność Wileńskiego Klubu Rekonstrukcji Historycznej Garnizon Nowa Wilejka na czele z prezesem Waldemarem Szełkowskim. Ich przybycie na prośbę organizatorów do Zakretu stało się dobrą okazją do zademonstrowania kunsztu władania szablą, w czym zresztą mógł się sprawdzić każdy chętny. Ponadto kilku członków klubu w żołnierskich mundurach sprzed lat pomyślnie zmierzyło się z dystansem 1963 metrów.
Jeśli wierzyć statystykom, w tegoroczne niedzielne 4 marca Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych „Tropem Wilczym” odbywał się w 333 miastach Polski oraz w ośmiu poza jej granicami (Londyn, Nowy Jork, Chicago, Hurth, Wilno, Wiedeń, Penrose Park oraz Healesville), a szacunkowo wzięło w nich łącznie udział ponad 70 tysięcy biegaczy. Owszem, rywalizujących o lokaty w czołówce, choć też chcących uzmysłowić na sportowo czyny i hart ducha bohaterów tamtych dni, którym potomni po latach długiej zniewagi zwracają honory, dziejową sprawiedliwość oraz należne miejsce w historii.