Wspomnienia
Nazwa tego dworu chyba pochodzi od imienia Izabela. Ale nie o nazwę tu chodzi. Z Izabelinem związane są podania miejscowych ludzi o przeszłości tego dworu i dworskiej kaplicy, która znajduje się w parku niedaleko pałacu. Wzniósł ją jakoby właściciel dworu Wołłowicz, który został pochowany w podziemiach tej kaplicy. Kaplica, przypuszczalnie, ma już ponad trzysta lat i była czynna do wybuchu Powstania Styczniowego.
Po stłumieniu powstania władza carska zabroniła tu się modlić. Kaplica stała nieczynna do odrodzenia Państwa Polskiego. Tato opowiadał, jak na początku lat dwudziestych odnawiano tę kaplicę. Ktoś, chyba właściciel Izabelina – Koleśnik, a może mejszagolski ksiądz, zwołał miejscową młodzież do remontu kaplicy. Jedni kryli dach, drudzy bielili ściany, ktoś odnawiał ołtarz, którego głównym akcentem był obraz Matki Boskiej, tylko bez srebrnych szat.
Ten obraz na przeciągu ponad 60 lat poczerniał. Wiejscy „znawcy” różnych sposobów odnowy, robili, co mogli. Tato opowiadał, że obraz „odnawiał” młodzieniec z Paciun (nazwiska nie zapamiętałam).
– Siedzi na ołtarzu i naciera obraz rozkrojoną cebulą. Tarł, tarł i obraz zaczął lśnić jak nowy – mówił tato.
Po wyremontowaniu, kaplica została wyświęcona przez ówczesnego biskupa wileńskiego. Na wyświęcenie zebrało się mnóstwo ludzi z okolicznych wsi. Dróżkę od bramki do samej kaplicy wiejskie kobiety wysłały własnoręcznie wykonanymi dywanami.
Od tej pory w kaplicy odbywały się nabożeństwa majowe i czerwcowe, ale tylko w niedziele. Czasem przyjeżdżał mejszagolski ksiądz i odprawiał nabożeństwo w innym dniu, jak i Msze święte.
Zaczęłam chodzić do kaplicy na majowe z mamą chyba pod koniec lat czterdziestych. Później już chodziłyśmy z siostrami, jeszcze później – z uliczelską młodzieżą. Zbierało się bardzo dużo ludzi: dorośli siadali na trawie, a młodzież – wśród swoich rówieśników. A, my, dzieci, byłyśmy obok rodziców i przysłuchiwałyśmy się rozmowom dorosłych. Wówczas usłyszałam, że gdzieś tutaj są groby powstańców. Ale gdzie, nikt nam nie pokazywał i nie tłumaczył. Ja zawsze byłam wszystkiego ciekawa, a więc przypatrywałam się i pod każdym najmniejszym wzniesieniem myślami szukałam tych grobów.
Po kilku latach, kiedy już miałam 13-14 lat i szłam z koleżankami na majowe nabożeństwo, zobaczyłam, że przy bocznej ścianie kaplicy – od strony stawu – klęczała jakaś kobieta razem z dwojgiem dzieci i odmawiała pacierz. Zdziwiłam się, że modli się przy ścianie, a nie w kaplicy przed ołtarzem. Po powrocie powiedziałam o tym mamie, a ona odpowiedziała, że ludzie mówią, jakoby tutaj są pochowani powstańcy.
Ze wspomnień niektórych starszych ludzi jest wiadomo, że w 1863 roku jakiś mały oddział powstańczy okazał się w Izabelinie we dworze i kiedy ludzie zasiadali do stołu na święcone, dosięgnął ich tutaj oddział kozaków. W potyczce zginęło kilku powstańców. Ludzie potajemnie ich pochowali przy kaplicy. Wygląda, że właśnie tutaj, gdzie odmawiała pacierz tamta kobieta, są te groby, bo po kilku latach zwróciłam uwagę, że w tym miejscu przy samej ścianie rośnie kilka jarzębinek i kwitną zdziczałe bratki.
A to, co twierdzą niektóre kobiety, że mogiły były od strony bramki, tj. po przeciwległej stronie kaplicy, były ogrodzone i stał tam krzyż, ale po wojnie szczątki wykopano i przewieziono gdzieś indziej, należy zaliczyć do baśni. Jeżeli ktoś miał zamiar pochować ich na cmentarzu, to zrobiłby to jeszcze przed wojną. Dlaczego po wojnie, gdy przeszło 80 lat od powstania i najpewniej nie pozostało już bliskich poległych powstańców. Bardziej jest prawdopodobne, że ktoś z akowców był tutaj pochowany, a później szczątki przeniesiono w inne miejsce.
Jestem urodzona w styczniu 1942 roku, mam dobrą pamięć, do dziś pamiętam, jak w sierpniu 1944 r. brat szedł do pierwszej komunii i ja byłam razem w kościele. Pamiętam i inne wydarzenia, ale żadnego krzyża na jakoby ogrodzonej mogile nie pamiętam.
O tym, gdzie byli pochowani powstańcy, najdokładniej mógłby powiedzieć ktoś z rodziny Koleśników, którzy byli właścicielami majątku przed wojną, ale oni byli wywiezieni na Syberię, a później znaleźli się w Polsce.
Władysława Orszewska-Kursevičienė(75 lat) z Uliczeł (zapisano 31 marca 2017 roku)
***
Całe moje dzieciństwo, młodość była ściśle związana z Izabelinem (u nas w potocznej mowie nazywano to miejsce Zabelina). Pochodzę ze wsi Uliczeły, którą od Izabelina oddzielała rzeczka Musa. Trzeba było przejść przez kładkę lub dalej przez most i już jesteś w Izabelinie. Od kiedy pamiętam, z siostrami: starszą Władzią i młodszą Walą chodziłyśmy na majowe nabożeństwa. Nie pamiętam ani grobów, ani pałacu. O tym wówczas nikt głośno nie mówił. Tylko dobrze pamiętam samą kaplicę, jej wnętrze, ołtarz, chór i bardzo dużo ludzi z pobliskich wsi: Antonajcie, Antonele, Wirszuły, Joda, Paciuny, Uliczeły, Szawle i inne. Na nabożeństwo zjeżdżali się ludzie furmankami, młodzież na rowerach, dzieci pieszo.
Starsi ludzie opowiadali, że ta kaplica ma już 300 lat. Jej szalówka jest przybita kowalskimi gwoździami, okucia drzwi są także kowalskie.
Po ukończeniu ówczesnego Wileńskiego Instytutu Pedagogicznego (historii), pracowałam w szkole podstawowej w Jawniunach jako nauczycielka historii i wówczas zaciekawiłam się dziejami swojej ziemi. Zaczęłam zbierać materiał historyczny i wtedy dużo dowiedziałam się o przeszłości miejscowości Izabelin. Nasza babcia, z domu Symonowicz, pochodziła z Jody i dużo opowiadała dla naszych rodziców i dla nas, dzieci, o Jodzie i Izabelinie. Dlaczego o Jodzie? Otóż dlatego, że moja babcia jako mała dziewczynka służyła we dworze Joda, który był częścią Izabelina. Babcia doglądała wnuków państwa Januszewskich, między innymi Feliksa Dzierżyńskiego, który na letnie wakacje przyjeżdżał do dziadków. Januszewscy mieli córkę, która wyszła za mąż za Dzierżyńskiego i mieszkali na Białorusi, a dwaj synowie – w Wilnie. Jeden z nich ufundował organy dla mejszagolskiego kościoła, które są czynne do dziś. Ale nie o to chodzi. Z opowieści babci, mama wiele rzeczy przekazała dla mnie.
Z kolei siostra Władysława mówi, że Izabelinem rządzili Wołłowiczowie, ale później, jak wynika z opowiadań mamy, Izabelinem rządzili Łopacińscy, którzy jakoby są pogrzebani w podziemiach kaplicy.
Mama mówiła również o tym, że najważniejsze jest to, że koło fundamentu kaplicy są pochowani trzej polscy powstańcy. Mama nie wiedziała dokładnie z którego roku byli tu pochowani uczestnicy powstania: 1830, 1863 lub 1905 roku – pierwszej rewolucji. Mówiła, że jeszcze przed drugą wojną światową była tu ogrodzona mogiła. W czasie, kiedy o tym rozmawialyśmy (a był to rok 1980), mogiły nie było i znaku. Mama mówiła, że mogiła znajdowała się po lewej stronie kaplicy, tuż koło fundamentu, tylko nikt nie wie, w jaki sposób określała gdzie jest lewa, a gdzie prawa.
Co do Izabelina, mama opowiadała, że w latach pierwszej rewolucji (1905 roku) majątkiem zarządzał niejaki zubożały pan Koleśnik. Był on socjalistą, należał do tych, którzy walczyli „o lepsze życie”. Za to był ścigany przez władze carskie, groziła mu wywózka na Syberię, więc uciekł do Ameryki (ludzie mówili, że uciekał w tzw. kulu słomy). Mama opowiadała, że po kilku latach wrócił do Izabelina wielce zubożały i tu skończył swoje życie, a rodzina jego wyjechała do Polski.
Na temat Izabelina rozmawiałam z wieloma starszymi ludźmi, których wspomnienia się różniły. Jadwiga Korowajczyk z Paciun opowiadała, że mogiła znajdowała się od strony południowej. Zaś Zofia Pietkiewicz mówiła, że, owszem, były groby, ale po wojnie jacyś krewni wykopali szczątki i wywieźli. Ale to najprawdopodobniej chodziło o groby żołnierzy niemieckich, które, według opowieści Leokadii Drozd, znajdowały się z drugiej strony rzeki Musy. Ale większość obstaje przy zdaniu, że mogiła była od północnej strony i znajdowała się nisko, tuż przy fundamencie. Pani Leokadia Drozd (75 lat, wówczas pracowała jako dziennikarz w „Kurierze Wileńskim”) w swoim opowiadaniu wspomniała, że z Polski przyjeżdżali krewni rodziny Koleśników i to oni mogliby najlepiej wiedzieć o przeszłości i wydarzeniach związanych z Izabelinem.
Dziś zostały tylko ruiny kaplicy, która jakoby strzeże pamięć o tych, którzy, być może, oddali swoje życie za nas. Niejeden raz próbowaliśmy upamiętnić to miejsce, ale skończyło się na niczym. W latach 60. ubiegłego stulecia władze radzieckie nie zezwoliły na żadne remonty (jak już pisałam, o powstańcach ani akowcach nie wolno było nawet wspominać).
Po odzyskaniu niepodległości przez Litwę, kaplica była zmurszała, a i pieniędzy nie było. Ostatni raz na ten temat rozmawialiśmy przed ośmiu laty. Przed kolejnymi wyborami do Sejmu RL przyjechali przedstawiciele władz rejonowych na czele z ówczesnym merem Kęstutisem Pakalnisem, zaprosiliśmy też starostę Jawniun Vidmantasa Grinisa, proboszcza parafii ks. Józefa Aszkiełowicza. Była mowa, że trzeba to miejsce upamiętnić następująco: kaplicę zburzyć, fundamenty zakonserwować, postawić krzyż, a może jakiś pomnik z kamienia. Ale okazało się, że kaplicy nie ma w żadnym rejestrze – ani w księgach rejonowych, ani w kościelnych. Co prawda, koło kaplicy jest 14 arów ziemi (widziałam mapę). Na tym stwierdzeniu wszystko się zakończyło. Władza rejonowa zmienia się, proboszcze także, a my nie mamy ani prawa, ani pieniędzy. A do tego nie ma ludzi, wsie wyludniły się, niektórych już nie ma na mapie, a w tych, które zostały, osiedlili się obcy ludzie, którym nic nie obchodzi nasza przeszłość. Nawet dojechać do kaplicy nie można było, gdyż drogę zawalono bierwionami, na których umieszczono napis: „privati valda” („własność prywatna”). (Ostatnio, droga wolna i napisu nie ma).
Gdy ostatnio (13 maja) pojechaliśmy z grupą przedstawicieli Szyrwinckiego Oddziału Rejonowego ZPL na to miejsce, spotkał nas człowiek, nazwiska nie zapamiętałam (jakoby miał rosyjskie), przedstawił się jako Litwin, który nie pozwolił nam nawet dojść do już zupełnie zmurszałej kaplicy (robił zdjęcia naszych samochodów, zapisywał każde nasze słowo, opowiadał niebywałe rzeczy, co się tyczy kaplicy, jej właścicieli i Izabelina, przy tym nazywając nas wrogami Litwy). Nie mogliśmy na miejscu pochówku powstańców zapalić zniczy, pomodlić się za ich dusze i zrobić pamiątkowe zdjęcia. Tylko wówczas, gdy wezwaliśmy z rejonu korespondenta, zląkł się i odstąpił, a my zrealizowaliśmy swój cel.
Oto takie są nasze sprawy. Chcielibyśmy jakoś upamiętnić to miejsce, ale jak? Kto może przyjść nam z pomocą?
Stefania Tomaszun(74 lata) z Uliczeł (zapisano 14 maja 2017 roku)
***
Trochę historii o kaplicy pw. św. Jerzego w Izabelinie, w rejonie szyrwinckim.
Na terenie gminy jawniuńskiej, w okolicy wsi Antonajcie i w pobliżu wsi Paciuny (w której urodziłam się w roku 1943) nad rzeką Musą znajdował się majątek Izabelin. Według archiwalnych danych, od 1744 do 1860 roku należał on do rodziny Teresy i Stanisława Narbuttów. Następnie właścicielem tego majątku stała się rodzina Łopacińskich. Właściciele majątku, między innymi, wspierali powstanie 1830-1831 roku. Antoni Wołłowicz uczestniczył w walce z oddziałami carskimi, a po stłumieniu powstania był zmuszony emigrować. Na podstawie dokumentu archiwalnego z roku 1798 wiadomo, że kaplica prywatna pod wezwaniem św. Jerzego przy dworze w Izabelinie zostala zbudowana w połowie XVIII wieku. Jest też opis (z roku 1820) jak wyglądała ta kaplica. Służyła ona nie tylko wiernym mejszagolskiej parafii, była świadkiem ważnych wydarzeń historycznych. Z opowiadań śp. mego stryja Stanisława Bogdana – żołnierza AK, wynika, że grupa miejscowych akowców składała w niej przysięgę – bronić swej Ojczyzny. Właśnie, z jego opowiadań dowiedziałam się, że przy kaplicy w Izabelinie nad rzeką Musą została stoczona zacięta walka akowców z Niemcami. Żołnierze AK wysadzili w powietrze most, by wróg nie mógł się przedostać w stronę Wilna. Pamiętam, że na piaszczystym wzgórzu w pobliżu drewnianej kaplicy stał duży krzyż. Tam byli pochowani nasi polegli żołnierze, a za Musą – przy drodze do wsi Antonajcie – pogrzebani Niemcy.
W lipcu 1992 roku z kościoła w Mejszagole parafianie odbyli pieszą pielgrzymkę do moich rodzinnych stron – do wielowiekowej kaplicy w Izabelinie. Udali się na wspólną modlitwę i tradycyjną majówkę wraz ze śp. księdzem prałatem Józefem Obrembskim. Już wówczas kaplica była w opłakanym stanie, zniszczona, zapomniana, opisałam to wydarzenie na łamach gazety „Kurier Wileński” w dniu 21 lipca 1992 roku. To historyczny zabytek naszej Ziemi! Czy nie warto nam go upamiętnić?
Leokadia Drozd(74 lata), z Paciun (zapisano 25 kwietnia 2017 roku)
Uwieńczeniem naszej pracy został film oparty na źródłach dokumentalnych i licznych wspomnieniach pt. „Jaką tajemnicę kryje kaplica w Izabelinie”. Ten film młodzież Szyrwinckiego Oddziału Rejonowego ZPL przedstawiła na KONKURS PAMIĘCI NARODOWEJ NA LITWIE, który organizował wydział konsularny Ambasady RP w Wilnie. Za tę pracę jego realizatorzy otrzymali miano laureata i trzydniowy wyjazd do Polski. Film można obejrzeć na YOUTUBE.