Skandale i skandaliki

Miniony tydzień przyniósł dalszy ciąg skandalicznej epopei z osuwaniem się Góry Giedymina, którą pod swą „opiekę” postanowił wziąć przewodniczący sejmowego komitetu kultury, prezes Partii Chłopów i Zielonych Ramūnas Karbauskis. Zalecił on regularne, cotygodniowe informowanie komitetu o stanie góry i zobowiązał się, że wraz z jego członkami, co miesiąc będzie czynił wyprawy na górę, by na własne oczy się przekonać, jak sprawy stoją (a raczej „pełzną”). Przysłowie mówi, że pańskie oko konia tuczy. Może też „oko” komitetu kultury sprawi, że góra o ile się nie „utuczy”, to przynajmniej przestanie „łysieć”. Ale w ubiegłym tygodniu temat osuwającej się góry goniły kolejne ciekawe wiadomości: prawdopodobnie pijany parlamentarzysta, który na dodatek (przepuszczalnie) w stanie średniego zamroczenia alkoholowego (1,82 prom.) usiadł za kierownicą i… pojechał z Sejmu do domu. I, jak się okazało, wystarczy jednemu poruszyć temat, a pamięć wraca też innym. Jak się okazało, od parlamentarzysty, reprezentującego już w drugiej kadencji „zielonych” (wybrany w okręgu jednomandatowym) czuć było alkoholem od dłuższego czasu. Na dodatek opuszczał posiedzenia, podobno nawet słaniał się na nogach krocząc sejmowymi korytarzami… I co? I nic! Najprawdopodobniej wszyscy udawali, że tego nie widzą. Aktywna „językowo” posłanka, pani Aušra Maldeikienė, która wreszcie „pękła” na temat nietrzeźwego kolegi, oskarżyła dziennikarzy, że źle pracują, skoro nie potrafili „zdemaskować” popijającego „sejmunasa”. Chociaż to właśnie dziennikarze sprowokowali posła na dmuchnięcie i wydmuchanie nieomalże 2 promili. Musieliby to jednak zrobić funkcjonariusze – policji czy też ochrony Sejmu. Bo ten dziennikarski alkomat za dowód (prawdopodobnie) nie może być uznany. Nie odbyło się to „dmuchanie” zgodnie z wymaganą procedurą. Co zrobić z kolegą mającym problem z piciem alkoholu rozważają (niezbyt konsekwentnie) koledzy-posłowie. Sejm ma doświadczenie z przyznaniem się do nałogu i procesem „uzdrowienia” dwójki wybrańców ludu. Niestety, jeden już nie żyje. Drugi – nadal jest posłem i deklaruje chęć pomocy koledze, który wpadł. Na fali walki z alkoholizmem nowej większości sejmowej (notabene „walczącej” już rok) taki wypadek w samym Sejmie wygląda dość kuriozalnie. Jednak życie jest życiem, a instytucje władzy są odbiciem społeczeństwa. Tylko czy akurat najwyższy organ władzy państwowej jest miejscem odpowiednim na takie procesy rehabilitacji. Jak gdyby tych skandali było mało, doszedł jeszcze trzeci. Na Litwie obrodziło – wyszły na jaw przypadki napastowania kobiet przez słynnych reżyserów. Przypomnijmy, że o to został też oskarżony jeden z posłów. Dziś, po przyjściu na świat swego dziesiątego (!) dziecka, poseł ów zadeklarował, że pragnie udać się na urlop ojcowski, który miałby potrwać… do końca kadencji pana posła. Ot i po sprawie. Czy tak będzie, już się wkrótce dowiemy. Możliwie będziemy świadkami cudownego przeistoczenia się podstarzałego amanta w troskliwego tatusia. Skandale, skandaliki dobre są na jesienną szarugę. Tyle tylko, że drogo nas, podatników, kosztują. Góra Giedymina podobno już „wchłonęła” około 9 mln euro i to dalece nie jest ostateczny rachunek. Panowie posłowie też nie musieliby robić z państwowej instytucji „odwykówki”. Chociaż nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dobrze by decydenci (w sprawie ustaw) sami się przekonali, jaki stan mamy w tzw. centrach rehabilitacji, gdzie z powodu braku wykwalifikowanych specjalistów, funkcje walki z plagą o wadze państwowej (za taką uznano pijaństwo jeszcze przed rokiem) mają pełnić lekarze rodzinni – po „szybkim przeszkoleniu”. Czy będą skuteczni? To chyba nikogo specjalnie nie interesuje, oczywiście, oprócz rodzin, które przeżywają gehennę życia z nałogowcami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.