Bolesny odcinek historii przypomniał i opowiedział o nim gość z Polski – Zygmunt Szwejkowski, który w minionym tygodniu odwiedził Wędziagołę. Razem z krewnymi, wierząc, to znów wątpiąc w sukces, próbował odnaleźć ślady swoich przodków, którzy na początku XIX wieku mieszkali w naszych okolicach.
Mając półtora roku, 22 maja 1948, wraz z ojcem Józefem, mamą Walerią (panieńskie nazwisko Staszewicz), bratem Piotrem i mamą ojca Michaliną (panieńskie nazwisko Ginielewicz) ze wsi Żogajcie (Žiogaičiai) parafii wędziagolskiej został zesłany na Syberię, do Igarki (obwód krasnojarski). Po zesłaniu, w 1957 roku, repatriował do Polski. Obecnie Zygmunt Szwejkowski z rodziną mieszka w północno-zachodniej Polsce – w województwie zachodniopomorskim, w Białogardzie.
Autor tych strof chętnie zgodził się pomóc Zygmuntowi w poszukiwaniu śladów rodziny. Udało się nam znaleźć niemało historycznych materiałów opowiadających o krewnych naszego gościa, byłych mieszkańcach parafii wędziagolskiej. Na starym przykościelnym cmentarzu są pochowani dziadkowie Zygmunta ze strony ojca i mamy, spoczywają tu również jego pradziadkowie. Zygmunt jest ochrzczony w 1946 roku w wędziagolskim kościele pw. św. Trójcy. W tym kościele, w roku 1936, odbył się ślub jego rodziców – Józefa i Walerii.
Po przybyciu do wsi Żogajcie udało się nam odnaleźć świadka z tamtych lat, mieszkankę tej wsi Alodię Zigmantienė (panieńskie nazwisko Jegiełłowicz). Staruszka, gdy zobaczyła gościa, od razu go poznała i zwróciła się do niego po imieniu. To była naprawdę niezapomniana chwila: po tylu latach staruszka rozpoznała swego byłego sąsiada… W jej domu, przeglądając stare albumy, na zdjęciach zostali również rozpoznani wspólni znajomi – starzy mieszkańcy tej wsi. Szczególnie wzruszające chwile przeżyliśmy, kiedy na polach, na starym gościńcu, który kiedyś prowadził przez wieś i którym służący w NKWD wieźli mieszkańców wsi, Alodia Zigmantienė pokazała gościowi miejsce, gdzie stał dom jego rodziców, gdzie była ich ziemia. Zygmunt bardzo się wzruszył, rozczulił. Uklęknął na kolana, ucałował rodzicielską ziemię i podziękował Bogu, bowiem spełniło się jego wieloletnie marzenie. Bóg pozwolił mu tu przybyć i odnaleźć ziemię ojców. Jeszcze długo Zygmunt stał na starym gościńcu. Dookoła rozpościerały się nieobjęte pola, a gość i stara mieszkanka wsi dzielili się wspomnieniami, pokazywali miejsca, gdzie stały domy kiedyś tu mieszkających ludzi, rozmawiali o wielkiej krzywdzie im wyrządzonej.
Od obu opowiadających dowiedzieliśmy się, że wszyscy mieszkańcy tej wsi, gospodarze, których wywieziono na Syberię, byli Polakami. Ich domy i zabudowania gospodarcze zostały zniszczone, a dobytek zawłaszczony. Po zesłaniu nie pozwolono im tu powrócić, repatriowali do Polski… Gość zostawił nam długi spis osób, gospodarzy-Polaków, mieszkańcw tej wsi oraz innych wsi z tej parafii, którzy zostali zesłani i potem repatriowali do Polski (był z nimi na zesłaniu). Ci ludzie zostali pozbawieni wszelkich praw do uprawianej i zraszanej potem w ciągu setek lat ziemi ich ojców. Jest ona znów zawłaszczona, już przez innych… Nieprzyjemne uczucie ogarnia również podczas przeglądania osobistych dokumentów archiwalnych tych ludzi – wydanych przed wojną i w okresie powojennym: wydane są w języku litewskim, nazwiska Polaków napisane po litewsku w jednych i drugich dokumentach się różnią, są zniekształcone. Podobne jest to do węzła gordyjskiego: ziemia zabrana, domy zburzone, ludzie zesłani, zmieniona tożsamość człowieka. Wiele cierpienia, absurdu i niesprawiedliwości jest w tym naszym małym zakątku na ziemskim globie. Wszystko tak się pogmatwało, że wypada wątpić, czy do rozwiązania tego kłębka problemów wystarczy jednego wieku…
Mam96 lat z domu Ginielewicz Genowefa pana babcia była siostrą mojego ojca Mieszkam w woj wielkopolskim