„My jesteśmy pisaneczki… ładne mamy sukieneczki (…)”

Śpieszę się… Zabiegana w szarej rzeczywistości wielu prac, codziennych korków, braku czasu, głośnych, nieraz chaotycznych dźwięków, billboardów, reklam, telewizji, facebook’a…

Poprzez rozpostarte na oścież drzwi sali dobiegają odgłosy wiosennego gaju: trele słowiczo-skowronkowo-kukułcze oznajmiają wszem i wobec, że już wiosna zawitała. Oznajmiają przede wszystkim nam, tym przybyłym na Wielkanoc do świata malutkich krzesełek, stolików, zabawek, do świata, w którym marzenia siedzą sobie na kolorowej tęczy razem z konikiem na biegunach i z lalą, do świata, w którym wszystko się może zdarzyć, bo to świat cukrowego dzieciństwa.

Zaraz, zaraz… Wiosna zawitała? Ale dokąd? Wiosna? Gdzie? Za oknem białe śnieżysko swoją olbrzymią kołdrą opasało cały nasz najbliższy oku świat, wpuszczając skromnie między pierzyny tylko kilka tych najbardziej odważnych promieni, tych, co się nie doczekaly wiosny i postanowiły same namalować uśmiech na naszych zmęczonych zimnem twarzach… Aha, wiosna… No tak, Jej Wysokość Wiosna, bo jak inaczej nazwać te królowe odrodzenie i budzenie się świata ze snu, które w tym roku jest jak na razie tylko w sercach i w duszach ludzkich? Najczęściej jednak zjawia się na radosnych buźkach tych, co to potrafią otworzyć do niej drzwi specjalnym „kluczykiem” . A są nimi nasze kochane maluszki – dzieci z wileńskiego przedszkola „Kluczyk”.

Rodzice siedzą w ciszy i skupieniu z radosnym blaskiem w oczach i prawie z wesołym „Alleluja!” na ustach. Właśnie w takiej atmosferze umiejscowiły nas dobre duszki tego ciepłego przedszkola: kochane Panie i wielce szanowna Dyrekcja.

Sala jest zastawiona dużą ilością malutkich stołów nakrytych prawie tak jak w domu – pięknym białym obrusem. A na nim… To dopiero świąteczny szał: pisanki, babki, mazurki, wędlinka, cielęcinka… Chrzanu pewnie brak, bo dzieciom smakuje bardziej jajeczko „na sucho”, które spożyją zaraz po jego rozbiciu, po wygranej w tradycyjnej walce na mocne pisanki.

Taka cisza trwa już tylko przez chwilę, no i wchodzą… jakże piękne pisaneczki, żywe – na dwóch nóżkach, z dwoma kucykami… „Malowany boczek, brzuszek, tu słoneczko, tam kwiatuszek”… A za nimi kurki złotopiórki, kokoszki, pisklęta, najmłodsze zajączki, co to mają dopiero nieco ponad dwa latka i te trochę starsze (bo z zerówki). Krakowianki – co to tańcem i śpiewem przypominają rodzicom i dziadkom dzieciństwo, no i tradycje.

Właśnie tak: tradycja i szeroko rozumiana polskość dzisiaj się zadomowiły na dobre w „Kluczyku”. Każda scenka rodzajowa była przeplatana tradycyjną piosenką, wierszykiem, czy zabawą, co to z dziada pradziada, z ust do ust, wędrowała po terenach zamieszkałych dawniej przez naszych praojców i dziś przez nas pielęgnowana. Jakże miło było przypomnieć, a jak nie – to się nauczyć gier i zabaw, przy których nasze pociechy wraz ze wspaniałymi, ofiarowującymi swoje serca i dusze wychowawczyniami, spędziły sporo czasu na codziennych próbach.

Każda „kaczuszka”, czy też „kawaler indyk”, który się przystrajał na wesele w cudne korale, bohaterzy udekorowani w ogon wiewiórki, piórka pawia, rękawiczki kotka symbolizowały różnorodność tradycji, ludowych elementów, czy też po prostu zwyczajną radość z bycia razem. A było tu takich malutkich bohaterów tak wielu… Był też Stwórca. Przybył tu tego „prawie” wiosennego popołudnia na swoje Zmartwychwstanie w śpiewie, płynącym z ust tych, którzy w naszym życiu są najjaśniejsi i najczystsi – naszych dzieci…

Tak przez chwilę serca nasze biły spokojnie, bez pośpiechu, bez korków, bez komputera, bez banalnych audycji w TV, bez polityki, czy codziennych zmagań o to, by zapłacić czynsz za ogrzewanie… Kilka dni po Wielkanocy, w tej niedużej sali przedszkola „Kluczyk” stał się znowu cud Zmartwychwstania Pańskiego, a wraz z nim również odrodzenia naszych dusz, naszego życia, które tak potrzebuje cudu, odnowy, jasności.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.