Historia polskich tułaczy

Historia polskich tułaczy zarówno w szerszym przekroju historycznym, jak i II wojny światowej „niejedno ma imię”. A jednym z nich – przystani dla rodaków brutalnie wyrwanych z ojczystych miejsc – stał się Iran. 15 stycznia br. w Domu Polskim w Wilnie została otwarta wystawa „Historia polskich tułaczy II wojny światowej w Iranie” zorganizowana przez Ambasadę Islamskiej Republiki Iranu w Warszawie i akredytowanej na Litwie.

W przestronnym holu Domu Polskiego zostały zawieszone plansze ze zdjęciami, na stolikach rozłożono folderki ilustrujące zarówno okres pobytu na ziemi irańskiej naszych rodaków, jak też opowiadające o współczesnej Islamskiej Republice Iranu. Z ekranu telewizora snuła się opowieść o tym, jak ten odległy kraj, jego ludzie zatroszczyli się o tych, kto został pozbawiony ojczyzny, domu, najbliższych.

Inaugurując wernisaż dyrektor DP Artur Ludkowski przywitał zebranych i zaznaczając, że obecna wystawa jest pokłosiem obchodów 70 rocznicy przybycia do Iranu Polaków – uchodźców z ZSRR, przekazał słowo I [pullquote]Władze Iranu nie tylko udzieliły schronienia i opieki Polakom, ale też zadbały o to, by dzieci mogły się uczyć w ojczystym języku[/pullquote]sekretarzowi Ambasady Islamskiej Republiki Iranu w Warszawie i akredytowanej na Litwie Gholamhosseinowi Ebrahimi. Pan Ebrahimi opowiedział w wielkim skrócie historię tego, jak jego kraj w 1942 roku przyjął na swoim terenie 128 tysięcy Polaków, którzy na mocy porozumienia Sikorski-Majski wraz z generałem Władysławem Andersem mogli opuścić ZSRR.

Jak wiemy, ci ludzie stali się ofiarami sowieckiej agresji, wywózek i katorżniczej pracy. Wśród nich byli mężczyźni, którzy mieli podjąć służbę w wojsku polskim oraz kobiety i dzieci – tych było około 40 tysięcy. Zakładano, że to mają być rodziny żołnierzy, jednak czyniono wszystko, by jak najwięcej polskich dzieci i kobiet mogło wreszcie wydostać się z sowieckiego piekła. Sekretarz ambasady mówił o tym, że zdjęcia na tej wystawie obrazują życie Polaków w jego ojczyźnie w latach 1942-45 i są świadectwem ludzkiego współczucia i pomocy okazywanej człowiekowi przez drugiego człowieka.

Za zorganizowanie wystawy i pomoc udzieloną tysiącom Polaków w czasie II wojny światowej dziękowała przedstawicielowi Iranu radca Ambasady RP w Wilnie Anna Maria Kasińska. Szczególnie akcentowała serce okazane 18 tysiącom polskich dzieci, wśród których większość stanowiły sieroty lub te, które zostały rozłączone z rodzicami.

Bardzo wzruszającym momentem otwarcia wystawy stało się wystąpienie wicemera Wilna Jarosława Kamińskiego. Zaznaczył on, że jest tu nie jako przedstawiciel samorządu, lecz wnuk tego, który w 1942 roku jako tułacz po sowieckich łagrach znalazł się na ziemi irańskiej. Dziadek pana Jarosława – Józef Kamiński miał długą drogę do domu. Prowadziła ona przez Iran, Palestynę, Monte Cassino, Anglię do Polski. Na Wileńszczyznę nigdy nie powrócił. Czerwone róże ofiarowane przedstawicielowi Iranu były dowodem wdzięczności wnuka za opiekę nad dziadkiem – żołnierzem 2 Korpusu generała Andersa. Jarosław Kamiński przypomniał zebranym, że jedno z haseł tej formacji mówiło o tym, że mamy (jako rodacy, ludzie) odrzucić wszystko to, co nas dzieli i wybierać wszystko to – co łączy. Mówiąc o tym z trudem powstrzymywał drżenie głosu. Takie spotkanie nie może nie wzruszać.

Podobnie jak list odczytany przez Artura Ludkowskiego, który do uczestników wystawy wystosowała pani Krystyna Tomaszyk – córka Krystyny Skwarko. Pani Krystyna Tomaszyk jest autorką książki „Droga i Pamięć. Przez Syberię na Antypody” (opowiada ona o tym, jak dzieci polskie znalazły się w Nowej Zelandii, dokąd ich zaprosił w 1945 roku premier tego kraju). Jej mama – Krystyna Skwarko była jedną z pierwszych osób, która podjęła się kierowania sierocińcem polskich dzieci na południu ZSRR, a potem była dyrektorką polskich szkół i internatów już w Iranie, w mieście Isfahan.

W swym liście pani Krystyna zaznaczyła, że w Isfahanie było dwa i pół tysiąca polskich dzieci i działało 27 zakładów, a wielki czyn narodu perskiego w okazaniu opieki i wspaniałej pomocy dzieciom polskim, pozostanie na zawsze w pamięci całego narodu polskiego. Pani Tomaszyk napisała również takie oto słowa: „Pamiętać o tym będzie też naród irański, ponieważ, jak powiedział mi młody Irańczyk w czasie jednego z moich pobytów w Iranie, młodzież irańska uczy się o tym wydarzeniu w szkołach. Ten gest Iranu został jasnym promieniem jaśniejącym w ciemności tragedii i cierpienia całego świata (…)”.

Podczas wernisażu został też wyświetlony film (jak zaznaczyła koordynator projektów DP w Wilnie Bożena Mieżonis, udostępnione trzy filmy będą wyświetlane podczas trwania wystawy – do 30 stycznia), nakręcony z okazji 70 rocznicy tamtych wydarzeń. W filmie – dziś już starsze kobiety, a w roku 1942 – małe dziewczynki, pochodzące spod Grodna, Lwowa, z Wileńszczyzny zmuszone przez sowieckich oprawców do poniewierki na Syberii, stepach Kazachstanu – wycieńczone, schorowane, zawszone, w podartych ubraniach i praktycznie bose znalazły się na pięknej ziemi irańskiej w Pehlawi i na plaży, w ustawionych namiotach udzielono im pierwszego schronienia. Miejscowi ludzie przynosili im jedzenie i owoce, których te dzieci nie widziały w ciągu dwóch lat.

Jak opowiadały bohaterki filmu, najstraszniejsza była właśnie ta droga ku wolności. Dając przyzwolenie na udanie się obywatelom polskim do miejsca formowania Wojska Polskiego, nikt się nie podjął trudu dostarczenia ich do miejsc zbiórki. Zdani na własne siły głodowali. Po podróży z Syberii na południe ZSRR, do Turkmenistanu, trafiali zdziesiątkowani przez choroby i śmierć, wycieńczeni do granic możliwości. Nawet troskliwa opieka Irańczyków nie mogła już pomóc.

Pierwsza grupa polskich tułaczy dotarła do Iranu 12 marca 1942 r. z Aszchabadu, przez przejście graniczne Badzigran na północnym wschodzie kraju i została zakwaterowana w okolicach miasta Meszched. Potem kobiety i dzieci z tej grupy zostały przetransportowane do Indii i Isfahanu. A znaczna część uchodźców przybyła od strony Morza Kaspijskiego do dawnej Pahlawi.

W swych wspomnieniach o gościnności i życzliwości Irańczyków jedna z ówcześnie małych dziewczynek pisała tak: „Byliśmy grupą bezradnych i słabych istot ludzkich, które z głodu, niedożywienia i rozmaitych chorób znajdowały się na skraju śmierci. Gdy dotarliśmy do Pahlawi w Iranie, wokół nas zbierali się miejscowi ludzie i przynosili nam jedzenie, ubrania i buty, a nawet słodycze i owoce, [pullquote align=”right”]Ci ludzie stali się ofiarami sowieckiej agresji, wywózek i katorżniczej pracy[/pullquote]uśmiechali się do nas. Irańczycy zaakceptowali nas takimi, jakimi byliśmy, nie pytali o nasze matki i ojców. Nie pytali w co wierzymy, ani skąd przybywamy. Widzieli, że potrzebujemy pomocy i pomoc tę nam ofiarowali”.

Przyjmowali też Polaków do swoich domów. Wszystko to robili w sytuacji, kiedy sami ze względu na ograniczenia w warunkach wojny światowej borykali się z problemami braku żywności, ekonomicznymi trudnościami.

W ziemi, która ich przygarnęła, zostało 2800 rodaków, w tym dzieci. Ich cmentarze znajdują się w takich miastach jak Teheran, Bandar Anzali (dawne Pahlawi – port, do którego przez Morze Kaspijskie dotarli uchodźcy) i in. Największy z cmentarzy polskich znajduje się w dzielnicy Dulab w stolicy kraju. Jest tu 1937 grobów, a na cmentarzu w Pahlawi spoczywa 639 osób. Miejsca te znajdują się pod opieką władz irańskich. Pomimo upływu siedmiu dziesiątków lat, rozbudowy miast, zostały one zachowane. Tak samo jak i nazwa ulicy „Warszawska” w Teheranie.

Władze Iranu nie tylko udzieliły schronienia i opieki Polakom, ale też zadbały o to, by dzieci mogły się uczyć w ojczystym języku. A obok tego przy współpracy irańskich twórców – tkać perskie dywany. Trzy z nich – utkane przez polskie dzieci – trafiły jako prezent do szacha Iranu, ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla oraz polskiego generała Kazimierza Sosnkowskiego. Ponadto prowadzono działalność edytorską i artystyczną.

Pomimo trudnych przeżyć i dramatów, życie szło do przodu, miały w nim miejsce też wesołe chwile. Otóż od irańskiego chłopca żołnierze 22 baterii artylerii polskiej kupili niedźwiadka, któremu nadali imię Wojtek. Stał się on ich symbolem i towarzyszył na całym szlaku bojowym, w tym – w bitwie o Monte Cassino. Ci żołnierze już po wojnie w Londynie wykupili działkę w pobliżu irańskiej ambasady i założyli muzeum upamiętniające pobyt Polaków w Iranie.

W folderze wystawy napisano m. in.: „(…) historia wsparcia i gościnności Irańczyków w stosunku do polskich uchodźców II wojny światowej stanowi przykład przełożenia na język praktyki, irańskiej cechy miłości bliźniego i humanizmu”, o których pisał w swym wierszu znakomity irański poeta XIII wieku Saadi tak: „Tobie zaś, gdy innych bieda nie leży na sercu, / Miana człowieka nikt nadać nie zechce”.
Zachowajmy te słowa w sercu i pamięci.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.