Dzień 13 stycznia jest obchodzony na Litwie jako Dzień Obrońców Wolności Ojczyzny. To właśnie w nocy z 12 na 13 stycznia przy wileńskiej wieży telewizyjnej bezbronni ludzie stanęli twarzą w twarz z uzbrojonymi sowieckimi żołnierzami oraz próbowali stawiać opór rozpędzonym czołgom. Cywile demonstrowali światu i tym, kto dał rozkaz, by zdławić opór usamodzielniającej się republiki, że niepodległość i wolność stanowią dla nich wartość, w obronie której potrafią zdobyć się na desperackie czyny.
Po upływie 20 lat, żyjąc w niepodległym kraju, krytycznie oceniając rzeczywistość, mamy prawo zadać pytanie, czy życie ludzkie nie jest tą najwyższą wartością, której ofiary nikt i nic nie ma prawa od nas żądać. Nie znajdziemy dziś odpowiedzi na pytanie, czy ci, co zginęli przy wieży telewizyjnej świadomie decydowali się na taki krok.
Możemy jedynie zakładać, że raczej musieli kochać życie, nie byli obojętni… Zapłacili za to najwyższą cenę.
Kiedy mówimy o wolności Ojczyzny, kraju, w którym mieszkamy, nie sposób dziś, w XXI wieku, oddzielić niezawisłości państwa od wolności obywateli, demokracji, równości, poszanowania ludzkiej godności. Mają one dotyczyć – bez wyjątku – wszystkich obywateli. Bo to nie jakieś mistyczne grupy, klany, partie tworzą państwo, tylko ludzie, którzy pracują, płacą podatki, wytwarzają określone dobra, tworzą, a w razie potrzeby, bronią suwerenności tego miejsca na ziemi, w którym z racji urodzenia, czy też wyboru przyszło im żyć.
[dropcap]O[/dropcap]d przeszło 20 lat mieszkamy w niepodległym, suwerennym państwie, którego zasady funkcjonowania opierają się na demokratycznych zasadach: mamy demokratyczne wybory, niezawisłe sądy, wolną prasę. Litwa jest członkiem Unii Europejskiej, Sojuszu Atlantyckiego – przyjęła zasady gry, które obligują do przestrzegania odpowiednich standardów. Raz lepiej, raz gorzej kraj radzi sobie z wyzwaniami w dziedzinie gospodarczej, ekonomicznej, jednak z roku na rok państwo staje się bardziej nowoczesne, zmienia się oblicze naszych miast, wymagania co do poziomu życia.
Nie bez wysiłku i nie wszyscy jednakowo skutecznie – jednak podążamy do przodu. A co mamy w stosunkach polsko-litewskich.
Według ostatniego spisu ludności z 2011 roku, na Litwie mieszka nas nieco ponad dwieście tysięcy i stanowimy jedną z najliczniejszych mniejszości: w skali kraju około 7 proc., w stolicy – 20 proc., w podwileńskich rejonach od ponad 30 do 80 proc. Według europejskich standardów jak najbardziej pasujemy do tego, by korzystać z takich uprawnień jak używanie swego języka jako regionalnego, posiadania prawa do używania napisów w języku ojczystym. I nie tylko wywieszek na placówkach mniejszości, ale też podwójnego nazewnictwa ulic, miasteczek i in. Pomimo to, od ponad 20 lat z uporem i bezskutecznie walczymy o to, by mieć niewykoślawione nazwisko i imię, używać publicznie języka ojczystego w mowie i na piśmie, odzyskać utracone w toku sowieckiej nacjonalizacji ziemię i mienie.
Wierzymy, a po ostatnich wyborach sejmowych wiara ta w nas ma szanse wzrosnąć, że demokratyczne procesy, europejskie standardy też na Litwie muszą się zakorzenić. Wierzymy i czekamy, dość cierpliwie. Jednak nawet teraz, kiedy, tak jak to się dzieje w demokratycznych krajach, po wygranych wyborach sejmowych, uczestniczymy w koalicji rządzącej, mamy ministrów i wiceministrów w rządzie, współrządzimy w samorządach (również w stołecznym), jesteśmy narażeni na to, że każdy, komu się akurat zechce, może wyciągać z lamusa pseudoteorie o spolonizowanych Litwinach czy tutejszych; obrażać nas jako społeczność, przypisywać wyimaginowane cechy, pastwić się nad naszym językiem czy też upodobaniami w dziedzinie kultury.
Ktoś powie: mamy demokrację. Owszem, mamy. Ale taką wybiórczą. Bo oto patriarcha konserwatystów ma czelność nazywać nas specyficzną grupą, z którą nijak nie wypada utożsamiać się Polakom w Macierzy. Bo jesteśmy zsowietyzowani, kończyliśmy radzieckie szkoły. Bzdura, najmniej byliśmy zsowietyzowani, bo procentowo było nas – Polaków na Litwie najmniej w partii komunistycznej. Sowieckie szkoły kończyliśmy akurat wszyscy: i Litwini, i Polacy. Ale śmiem twierdzić z autopsji, że w naszych polskich szkołach tej „sowietyzacji” było najmniej. Komfortowo czuli się w nich nauczyciele-Litwini, którzy byli bezpartyjni, wierzący, mieli za sobą doświadczenia wywózek.
Dziś znów profesor z Uniwersytetu Witolda Wielkiego, członek Partii Narodowców, próbuje nam przyklejać etykietkę potomków polskich „okupantów”, ale też tych, co dziś bratają się z Moskwą. A znów jeden z przywódców związku ochotników wojska litewskiego w przeddzień obchodów Dnia Obrońców Wolności nawołuje do tego, by walczyć nie tylko z „frontem” Paleckisa, ale też przeciwstawiać się żądaniom Polaków, którym nowy rząd obiecuje (właśnie: obiecuje) ustępstwa. Według niego, nauczyciele w rejonach podwileńskich ze strachem myślą co to będzie, gdy powszechnie zjawiać się zaczną tabliczki z polskimi napisami.
Każdy z tych i im podobnych „działaczy” potrafi nam zarzucić brak patriotyzmu, miłości i lojalności wobec Litwy, których nie sposób, według nich, nauczyć się w polskiej szkole, po polsku.
Nawet kiedy udowadniamy, że jest inaczej, oni są głusi i ślepi. Oto najświeższy przykład. Starszoklasiści z Wileńskiej Szkoły Średniej im. Wł. Syrokomli przygotowali patriotyczny program upamiętniający ofiary 13 stycznia. Jak powiedział historyk tej szkoły Wiktor Łowczyk, program ten przygotowali przed rokiem i zaprosili na obchody 13 stycznia sygnatariusza Aktu Niepodległości, mecenasa Czesława Okińczyca.

Na moje pytanie, dlaczego wpadli na ten pomysł, nauczyciel odpowiedział, że w ich szkole tak jest (zresztą, jak i w większości innych polskich szkół), że są obchodzone wydarzenia i znamienne daty z historii zarówno Polski jak i Litwy. To jest naturalne. Wracając do obchodów, zaznaczył, że pan Okińczyc był pod wrażeniem scenariusza i zaproponował, by młodzież wystąpiła podczas obchodów 13 stycznia w Sejmie RL. Tak też się stało tego roku. Grupa starszoklasistów i absolwentów szkoły pod kierunkiem historyków: już wspomnianego Wiktora Łowczyka, Maryny Taraszkiewicz i Marii Narkiewicz po skontaktowaniu się z wiceprzewodniczącym Sejmu Jarosławem Narkiewiczem i frakcją AWPL w Sejmie RL oraz uzgodnieniem spraw technicznych ze służbami parlamentu, zaprezentowała swój polsko-litewski program 13 stycznia br. w gmachu parlamentu.
Na program złożyły się biogramy tych, co polegli przy wieży telewizyjnej, wiersz Adama Asnyka i dwie piosenki litewskie wykonane pod akompaniament gitar, oraz prezentacja multimedialna. Młodzież była doskonale przygotowana, wytrzymała odpowiedni klimat i doczekała się słów uznania z ust tych, którzy program oglądali.
Uczniowie i nauczyciele mieli też spotkanie z członkami Sejmu: prezes frakcji AWPL Ritą Tamašunienė, Wandą Krawczonok, prezesem ZPL Michałem Mackiewiczem, prezesem „Macierzy Szkolnej” Józefem Kwiatkowskim i Jarosławem Narkiewiczem. Młodzież zadawała mnóstwo pytań, była ciekawa pracy polityków, wypowiadała swoje zdanie na temat życia na Litwie, dzieliła się planami na przyszłość. Kilkoro z uczestników spotkania miało już doświadczenie w pracy parlamentu uczniowskiego, europejskich organizacjach młodzieżowych (pomaga im w tym znajomość języków). Otwarta, mądra młodzież, która doskonale zdaje sobie sprawę, co stanowi Ojczyznę, czym dla niej jest Litwa, a co wiąże z Macierzą.
Taka jest rzeczywistość. A z ust nawiedzonych polityków znów padają słowa-wspominki o „czerwonym” rejonie solecznickim, gdzie odbyło się referendum w sprawie przynależności do ZSRR. Ale zapomina się dodać, że to właśnie w tym rejonie Związek Polaków postawił się partii komunistycznej i dopiął tego, że wygrał wybory.
Zapomina się też o tym, że w tragicznych dniach stycznia 1991 roku ówczesny prezes ZPL Jan Sienkiewicz z ekranu telewizora stanowczo opowiedział się w imieniu Związku Polaków, iż popiera dążenia niepodległościowe Litwy. A z kolei ówczesny przewodniczący Sejmu nie wywiązał się z obietnic, które tak pośpiesznie składał z trybuny sejmowej wobec Polaków.
Kiedy po raz kolejny, ktoś zada pytanie: czego wy Polacy chcecie? Odpowiedź może być bardzo krótka: w swoim ojczystym kraju, którym dla nas jest Litwa, żyć, uczyć się, pracować, wychowywać dzieci, uczyć je patriotyzmu i miłości w swoim ojczystym języku, jak to czynił na długo przed nami Wieszcz Adam Mickiewicz, którego pomnik, stojący w Wilnie nad Wilenką, był miejscem pierwszej niepodległościowej manifestacji w okresie gorbaczowskiej przebudowy.