Ministerstwo – na cenzurowanym

Próbny egzamin – wielka niewiadoma

Chociaż próbny ujednolicony egzamin z języka litewskiego dla uczniów szkół polskich i litewskich odbył się jeszcze w kwietniu, to do dziś (25 września) nie zostały upublicznione jego wyniki, jak też brak jest tak głośno deklarowanych ulgowych zasad oceny prac uczniów szkół nielitewskich.

Na posiedzeniu komisji ekspertów w MOiN jej członków pobieżnie (wyświetlono diagramy, które skrótowo komentował prelegent) zapoznano z porównawczymi wynikami prac pisemnych uczniów szkół litewskich i mniejszości narodowych. Jak wynika z komentarzy członków komisji – o swoich spostrzeżeniach opowiedziała NG pani Irena Karpavičienė z Gimnazjum im. K. Parczewskiego w Niemenczynie – w porównywaniu wyników egzaminu jest wiele punktów budzących kontrowersje. M. in. chodzi o to, że uczniowie szkół mniejszości narodowych, którzy brali udział w próbnym egzaminie, w zasadzie szykowali się do zdawania egzaminu państwowego. Z kolei jedna trzecia uczniów szkół litewskich biorących udział w sprawdzianie takiego zamiaru nie miała.

Naprasza się wniosek, że były porównywane, mówiąc sportowym terminem, nierówne kategorie wagowe: najbardziej motywowani uczniowie szkół mniejszości i mniej motywowani – litewscy. Z wstępnych ocen wynika, że litewscy uczniowie lepiej sobie poradzili ze składnią i stylem, a gorzej z gramatyką i ortografią, zaś nie Litwini – właśnie w tych ostatnich byli lepsi lub mieli zbliżone wyniki.

Szczególne uczucie wywołuje to, że w ocenie decydentów (wstępnej) mówi się o tym, że m. in. uczniowie szkół polskich całkiem nieźle sobie poradzili. I tu mamy jak na dłoni całą perfidię stronników nowej Ustawy o oświacie. Przed rokiem wszem i wobec głosili, że ujednolicenie egzaminu jest potrzebne po to, by podnieść poziom znajomości języka litewskiego w szkołach nielitewskich. Ale po cóż go podnosić, kiedy (według urzędników) jest on porównywalny ze znajomością języka przez Litwinów.

Prawda, sprawdzający stosowali trzy typy ocen: srogą, bardziej liberalną i ulgową. Jak w tym całym galimatiasie potrafią wyciągnąć jakieś wiarygodne wnioski, trudno sobie wyobrazić. Do końca września mają je omawiać w gronie specjalistów, po czym do 15 października zapoznać z wynikami szerszy ogół.

Resort zobowiązał się na ich podstawie do 15 listopada ogłosić kryteria (ulgowe) oceny prac maturzystów z nielitewskich szkół. Cóż, do matury pozostanie brutto pół roku, a faktycznie jeszcze mniej czasu.

Zdaniem Ireny Karpavičienė, napisanie wypracowania o objętości 500 wyrazów w ciągu 4 godzin jest trudnym zadaniem, wymaga ciągłego pisania, bez możliwości dodatkowego zastanowienia się, sprawdzenia. Takie zasady mogą być stosowane przy pisaniu w ojczystym języku.

Sytuacja z mitrężeniem podania wyników próbnego egzaminu, jak i wyartykułowaniem i upublicznieniem ulg, mających przysługiwać ocenie prac maturzystów z nielitewskich szkół rodzi nerwowość wśród abiturientów oraz nauczycieli-lituanistów i w żadnym wypadku nie sprzyja szykowaniu się do matury.

Taka cyniczna postawa władz oświatowych, klerków Ministerstwa Oświaty i Nauki zmusza myśleć o tym, że mitręga jest spowodowana zbliżającymi się wyborami – rządząca koalicja nie chce zaogniać sytuacji, jak też totalnym brakiem szacunku do nauczycieli, uczniów i ich rodziców, którzy z winy urzędników przeżywają dodatkowy stres.

Matura – ratowanie sytuacji czy kolejny „eksperyment”?
Wiele emocji w szkołach, a nawet pikiety uczniów klas XI wywołało ogłoszone rozporządzenie MOiN o nowym trybie wymagań dla tych, którzy ubiegać się mają o indeksy studenckie. Szczególnie dotknie on te osoby, które zechcą studiować na wyższych uczelniach na koszt państwa.

Minister podpisał rozporządzenie 30 sierpnia, zaś do publicznej wiadomości dotarło ono 7 września. A wiadomo przecież, że rok szkolny rozpoczął się 3 września i rozkłady oraz podział lekcji, opłata pracy nauczycieli zostały już zatwierdzone. Jeszcze gorzej sprawa się ma z uczniami: tegoroczni jedenastoklasiści jeszcze na wiosnę musieli się określić jakich przedmiotów i na jakim poziomie pragną się uczyć, jakie egzaminy maturalne mają zamiar składać. Przypomnieć też warto, że uczniów obowiązywał jeden egzamin – z języka litewskiego, drugi zaś mogli sami sobie wybierać. Tego wystarczało, by zdać maturę. Maturzyści często składali trzy lub cztery egzaminy, z których jeden najczęściej był z języka obcego, często z rosyjskiego.

Na mocy nowych zasad przyjmowania na studia zakłada się, że kandydat będzie musiał przedstawić wyniki czterech egzaminów (z dwóch mogą to być oceny roczne) oraz legitymować się znajomością języka obcego na poziomie B1 lub B2, w zależności od tego, czy chce podjąć naukę w kolegiach lub też na wyższej uczelni.

Paradoksalne, ale ze spisu języków obcych został wykreślony język rosyjski. Za obce uznano: angielski, niemiecki, francuski. Motywując to tym, że przyszły student ma znać język obcy, by mógł korzystać z podręczników akademickich, słuchać wykładów w obcym języku. Zaznaczyć wypada, że akurat np. podręczniki akademickie z informatyki, matematyki są nie najgorsze właśnie w języku rosyjskim. No i czyż można lekceważyć język sąsiada z tak potężnym potencjałem gospodarczym. Aż trudno w to uwierzyć.

No, ale zostawmy język obcy w spokoju, zwróćmy uwagę na cztery wymagane egzaminy na studia. Owszem, można podać z nich roczną ocenę, ale będzie ona mniej wartościowa niż z egzaminu. Więc praktycznie każdy potencjalny student ma złożyć pięć egzaminów (cztery plus obcy).

Ministerstwo próbuje się usprawiedliwiać, że wykonuje wolę rektorów uczelni. Mają oni dość niedouczonej młodzieży, dla której m. in. z informatyki czy matematyki muszą organizować dodatkowe kursy, by móc na poziomie kształcić studentów. Ponadto rektorzy są zdania, że przedwczesne profilowanie, kiedy to uczniowie masowo wybierali do nauki przedmioty humanistyczne, doprowadziło do sytuacji, kiedy katastroficznie mało jest młodzieży, która może podjąć studia inżynieryjne.

Cóż, było to wiadome od samego początku tzw. profilowania. Szkoła średnia ma szykować wszechstronnie wykształconego człowieka, który udając się na studia będzie się dopiero specjalizował. Wcześniejsi „reformatorzy” nie chcieli o tym słyszeć i uparcie wdrażali podpatrzone w świecie standardy. Dziś znów dla chętnych studiowania medycyny będzie obowiązywał egzamin zarówno z fizyki jak i matematyki. Do łask wrócić ma geografia (kiedyś była obowiązkowym egzaminem np. na ekonomice), bo, jak się okazało, młodzież, która tak lubi podróżować, nie zna geografii, a z fizyką jest całkiem na bakier.

Przypomnieć wypada, że na maturze z języka ojczystego (mam tu na myśli język litewski) powróciło do łask wypracowanie, które właśnie pokazuje zarówno znajomość gramatyki, jak i literatury. Czy tego nie wiedzieli przed 10 laty praktycznie ci sami rektorzy, pracownicy ministerstwa?

Historia kołem się toczy. Szkoda tylko kilkunastu roczników niedouczonych maturzystów. Podejmując zdawałoby się słuszną decyzję zapomniano jednak o jednym: szacunku do ucznia i nauczyciela. W szkołach na gwałt zmienia się rozkłady, koryguje stawki nauczycielom. Uczniowie użalają się nad sobą, że znów będą zbyt obciążeni. Cóż, XXI wiek wymaga wysiłku. Człowiek legitymujący się maturą nie może być ani analfabetą, ani nie znać podstawowych prawideł fizyki – zasad funkcjonowania świata.

Zdaniem dyrektora Gimnazjum im. A. Mickiewicza Czesława Dawidowicza, podpisany rozkaz narusza kilka ważnych zasad. Otóż dyskryminowany jest jeden z języków, a o ile ustawa głosi, iż wszystkie zmiany dotyczące matury wprowadza się nie wcześniej niż przed upływem dwóch lat, to nikt nie ma prawa jej naruszać nawet jeśli chodzi o kilka dni. Ponadto dyrektor jest stronnikiem świadomego wyboru, a dziś tak naprawdę jeszcze większość uczniów nie rozumie, o co tu chodzi.

Znów nauczyciele postawieni przed faktem dokonanym, będą musieli uświadamiać uczniom, że wszystko, co się robi, jest „dla ich dobra”. Nic nam innego nie pozostaje, jak kolejny raz w to uwierzyć. Może tym razem jest tak w rzeczy samej?

Janina Lisiewicz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.