Odkrywanie poety podążając jego śladami…

Mając za sobą powtórkę z życiorysu poety i jego przodków ze szlacheckich zaścianków i brzegów Niewiaży, spotykamy się w Wilnie – szczególnym dla poety mieście, od którego tak naprawdę nigdy nie potrafił się oddalić. Porzucając fizycznie gród nad Wilią ciągle wracał do niego we wspomnieniach wyobraźni, twórczości. „Nigdy od ciebie miasto” – powtarzamy jak mantrę za poetą i myślimy nie tylko o nim, ale też o tysiącach tych, co czując tak samo jak poeta, opuszczali je gnani przez los, historii zakręty, z woli tych, co ubzdurali sobie, że mają prawo przesuwać granice i ludzi – niczym pionki na szachownicy.
O Wilnie Miłosza i Miłoszu w Wilnie – dyskutujemy w słynnej już wileńskiej piwnicy przy zaułku Bernardyńskim, w którego jednym z podwórzy mieści się muzeum Wieszcza Adama. Tak los zechciał połączyć tych dwoje, którzy w rozpiętości paru wieków w mieście tym tworzyli i światu oraz potomnym obraz tego miasta i kraju – tak szczególnie umiłowanego na wieki – w swej twórczości stworzyli.
Tak charakterystyczne dla tego lata popołudnie – z upałem i ulewą – spędzamy w mickiewiczowskiej piwnicy. Naszymi cicerone w świat miłoszowski (ale nie tylko, bo też osób i zdarzeń z nim w różnym stopniu związanych. Np. Antanasa Venclovy – uchodźcy z tego kraju w sowieckim okresie z uporem maniaka ciągle starającego się być „sumieniem” – krzyczącym i rozdzierającym rany narodowych bolączek, który na wileńskim gruncie z noblistą się spotykał) są koledzy-poeci wileńscy i miłośnicy historii: Wojciech Piotrowicz, Henryk Mażul, dr Józef Szostakowski, Michał Treszczyński (ilustruje nasze spotkanie zdjęciami z miejsc z poetą związanych). A „pomagają” kolegom w odkrywaniu wileńskiego okresu: tego sprzed wojyny i już w „randze” noblisty, dociekliwi przewodnicy (m. in. niestrudzona w „tropieniu” Barbara Ogonowska) oraz polonistki.
Między niezbitymi faktami z wileńskiego życiorysu poety przeplatają się też sporne wersje dotyczące jego wileńskich adresów (czy dzisiejsza ul. Podgórna przetrwała w niezmienionym kształcie?). Gimnazjum im. króla Zygmunta Augusta, Uniwersytet Stefana Batorego, „Słowo” Cata Mackiewicza i praca (niezbyt „wydajna” poety w rozgłośni Radia Wileńskiego) – oto kolejne „przystanie wileńskie”. Fakty i anegdotki, jak chociażby ta, jak to na wileńskim bruku się spotkali już słynny Konstanty Ildefons Gałczyński i jeden z „żagarystów” – Czesław Miłosz i „wcale nie „pałali” ku sobie miłością. Mówimy o tragicznym losie poety Teodora Bujnickiego – też mieszkającego na Podgórnej. A jak się w dyskusji okazało – to przy tej ulicy mieszkali też rodzice współczesnej wileńskiej (chociaż dziś już mieszkającej w Niemczech) poetki, naukowca Alicji Rybałko. Taka wileńska magia ulic, w której się kochał mistrz Konstanty…
Koledzy-poeci, działacze Związ¬ku dzielili się też wspomnieniami o spotkaniach z noblistą m. in. w siedzibie Wileńskiego Miejskiego Oddziału ZPL. Nie były to takie „poprawne” i kurtuazyjne li tylko pogawędki. Poeta nie należał do ludzi, których można ustawić w określone ramy lub coś im narzucić. Na naszą wileńską polsko-litewską rzeczywistość patrzył też przez pryzmat swoich „światów”: ostatniego obywatela WKL, Europejczyka i obywatela świata. Nie chciał za wszelką cenę być przez wszystkich lubiany i nie był, nie jest. W czasie parugodzinnej wędrówki w wileński (nie tylko) świat poety coraz bardziej to przyjmujemy do świadomości, jak i to, że „mistrz” ma prawo do oryginalności. A w ostatecznym wyniku liczy się jego wspaniała poezja.
Podążając dalej śladami poety wybieramy się do Krakowa. Kiedy mówił o tym, gdzie chciałby zamieszkać opuszczając Stany wymieniał Wilno i Kraków. Na Wilno się nie zdecydował. Trudno czytać myśli tego człowieka, ale widocznie za duże zmiany zastał w swoim mieście (chociaż Rodaków „nie głaskał po główkach”, to jednak dla braci-Litwinów też miał sporo słów prawdy do wypowiedzenia). Wybrał Kraków. Kiedy po kilku dniach pobytu z żalem będziemy opuszczać to miasto, nie dziwimy się wyborowi poety: albo Wilno, albo Kraków (no, jeszcze może mógłby być Lwów) – miasta te mają bowiem „duszę”, jakiś magiczny urok, swoisty klimat, których wielkość nie przytłacza, ale chroni: człowiek czuje się tu swojsko i bezpiecznie…
Oczywiście, zwiedzamy miasto zaczynając od serca – Wawelu. Składamy pokłon i hołd nie tylko naszej historii. Jakże się wzruszamy, kiedy w królewskich komnatach znajdujemy jagiellońskie połączenie w herbie Orła i Pogoni. I jesteśmy dumni, że tu się nie próbuje przerabiać historii na własne kopyto… Składamy hołd tym, kto spoczywa w podziemiach na Wawelu: królowie i wieszcze, „nasz” Marszałek i para prezydencka… Kiedy dotykamy w symbolicznym geście chłodnego dzwonu Zygmunta czy bardziej wykwintnych i wielce skromnych kamieni grobowców ludzi tak znaczących w naszej kulturze i polityce jesteśmy dumni, że pochodzimy z tego narodu, który mimo wszelkich narodowych waśni i przywarów potrafi szanować swoją historię i umie czcić swoich bohaterów. To odczuwamy też na słynnej Skałce, gdzie w panteonie zasłużonych chylimy czoła przy chłodnym białym marmurze grobowca noblisty Czesława Miłosza. Oddając dań wielkim Rodakom wchodzimy na Kopiec Kościuszki. Mamy możność podziwiać wspaniałą panoramę Krakowa. Jeszcze zwiedzamy bastion, stanowiący część fortecy Kraków, m. in. zaprojektowany przez inżyniera Tadeusza Kościuszkę. Jest tu również muzeum figur woskowych postaci historycznych. Robimy sobie zdjęcia z Marszałkiem czy też Henrykiem Sienkiewiczem…
Po zbiorowym zwiedzaniu mamy czas na własne penetrowanie Krakowa. No i ruszamy, by odwiedzić miłoszowe adresy. M. in. jednym z nich jest dom przy ulicy Bogusławskiego – ostatnie miejsce zamieszkania noblisty. Błądząc uliczkami co krok natrafiamy na tablice informujące o „byciu tu” postaci zasłużonych dla naszej historii i kultury, odczuwamy wielkość tego miasta. Siedząc na Plantach wyobrażamy sobie, jak się czuł poeta w tym szczególnym miejscu – oazie zieleni i spokoju mieszczącej się w samym centrum miasta. Oczywiście, idziemy na Rynek Starego Miasta. Składamy ukłon Mickiewiczowi. I znów stwierdzamy, że tak piękny pomnik Wieszcza jest bodajże tylko… we Lwowie. Plac, przy którym się mieszczą Sukiennice, Kościół Mariacki (byliśmy świadkami odegrania hejnału i tego swojskiego, jakże serdecznego gestu, kiedy trębacz macha swoją trąbką, witając gości miasta). Rynek tętni życiem skupiając tysiące ludzi spacerujących, podziwiających popisy „wędrownych artystów”, okupujących stoliki ustawione wokół placu. Kilkanaście tysięcy ludzi można tu spotkać wieczorem. Czy poeta lubił takie tłumy? Oczywiście, bywał tu, miał swoje miejsce w krakowskiej kawiarni, swoją trasę spacerową. Co i raz natrafiamy na jego „ślady”. Penetrując miasto odkrywamy je dla siebie i z łatwością się zakochujemy w tym tak uroczym mieście, gdzie z każdego domu, zaułka przemawia do nas historia. Jej część odnajdujemy na Cmentarzu Rakowickim – rówieśniku naszej Rossy. Przychodzimy na randkę z ludźmi znanymi, wybitnymi: Jan Matejko, Helena Modrzejewska, Ludwik Jerzy Kern, Marek Grechuta… Różne epoki, pokolenia… I jeden wspólny mianownik: stanowili kwiat narodu i będą przez pokolenia żywi w naszej pamięci.
Będąc w Krakowie nie mogliśmy też ominąć Łagiewnik. Sanktuarium Miłosierdzia Bożego tak przecież ściśle wiąże się z Wilnem. Podziwiamy wspaniały, nowoczesny zespół architektoniczny, odwiedzamy celę siostry Faustyny, kościółek, gdzie spoczywają relikwie świętej. Urocza siostra zakonna opowiada nam historię (skądinąd dla nas dobrze znaną) powstania obrazu, szczegóły z życia św. Faustyny. Mówi też o tym, dlaczego właśnie Łagiewniki stały się miejscem centralnym kultu Miłosierdzia Bożego, a nie Wilno… Trochę nam żal, bo przecież tu, w Wilnie mamy obraz namalowany według wskazówek z widzenia siostry, zauważamy, że się różni w detalach od tego łagiewnickiego. Ale, jak mówi siostra, nie jest to istotne. W rzeczy samej… Ważna jest wiara, jej potęga… Tu, w Łagiewnikach, odczuwamy to i pokornie przyjmujemy do wiadomości. Ale w głębi duszy każdy z nas (tak śmiem sądzić) pozostaje wierny Wilnu.
W drodze powrotnej nie ma czasu na pasywny odpoczynek. Dzielimy się wrażeniami, spostrzeżeniami, wszystkim tym, co w jakiś sposób przybliżyło nam wizerunek poety. Pomagają nam w tym – czytaniem wierszy, wspomnieniami ze spotkań wcześniejszych z poetą, cytowaniem najnowszych publikacji o nobliście – kierownik Polskiego Studia Teatralnego w Wilnie Lilia Kiejzik, dr Józef Szostakowski, Barbara Ogonowska, Janina Lewczuk i in. Podróż mija w okamgnieniu. Już jesteśmy na litewskiej ziemi. I chociaż wracamy do naszego Wilna, to jakoś szczególnie jest żal Krakowa z jego dystynkcją, staroświeckością i tą trudną do określenia aurą miasta, tak ważną rolę odgrywającego w historii naszego narodu. I jeszcze jeden symboliczny szczegół: przybyliśmy do Krakowa na Plac Marszałka Józefa Piłsudskiego, stąd też żegnaliśmy się z miastem robiąc sobie zdjęcie na pamiątkę z twórcą Państwa i jego legionistami. Więź Krakowa i Wilna – to też więź międzyludzka: siostra Faustyna, Czesław Miłosz, Marszałek, nasza młodzież z Wileńszczyzny studiująca w Krakowie… Nić nie została zerwana, snuje się niczym w moniuszkowskiej „Prząśniczce” i to jest najważniejsze.
Janina Lisiewicz
Fot. Janina Stupienko

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.