Dialog nie może się składać z monologów

Związek Polaków na Litwie 15 czerwca wystosował list do ministra spraw zagranicznych Litwy Audroniusa Ažubalisa (jego kopie kierując też do członków sejmowego komitetu spraw zagranicznych oraz ministra oświaty i nauki Gintarasa Steponavičiusa). W liście tym prezes Michał Mackiewicz w imieniu Związku wyraził zaniepokojenie, iż sytuacja mniejszości polskiej na Litwie nie ulega poprawie, wręcz przeciwnie – się pogarsza, mając na uwadze m. in. przyjęcie nowej Ustawy o oświacie. Minister spraw zagranicznych, zaznacza się w liście, twierdzi, iż Ustawa ta nie narusza żadnych umów międzynarodowych i zobowiązań. Innego zdania jest Związek Polaków na Litwie przypominający, iż w Republice Litewskiej działa Konwencja Ramowa o Ochronie Mniejszości Narodowych reglamentująca sytuację mniejszości, ratyfikowana przez Sejm Litwy w lutym 2000 r. oraz Traktat o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy pomiędzy Republiką Litewską i Rzeczpospolitą Polską ratyfikowany w październiku 1994 r. Oba te dokumenty są częścią składową systemu prawnego Litwy.
Opierając się na poszczególne paragrafy i założenia tych dokumentów, Związek Polaków sygnalizuje, że na Litwie ich się nie przestrzega. M. in. chodzi o takie kwestie jak nauka w ojczystym języku od przedszkola poprzez szkołę podstawową do średniej (nowa Ustawa wprowadza nauczanie po litewsku), przestrzeganie równych praw i zaniechanie działań skierowanych na zmianę składu narodowościowego na terytorium zamieszkałym przez mniejszości, asymilacja wbrew woli. Nie przestrzega się również założeń Konwencji o używaniu języka mniejszości w zwartych jej skupiskach, stosowania informacji oraz nazw miejscowości w języku mniejszości, a także możliwości zwracania się w języku ojczystym do miejscowych urzędów.
Zaznaczając, że Rzeczpospolita Polska w zasadzie na swym terytorium respektuje wszystkie prawa mniejszości wypływające z wyżej wspomnianych dokumentów (np. tam, gdzie litewska mniejszość stanowi ponad 20 proc. mieszkańców, ma prawo używania nazw ulic i miejscowości, szyldów w języku litewskim). Przysługuje też mniejszościom prawo do zapisywania imion i nazwisk w języku ojczystym, a strategię oświaty m. in. konsultowano z przedstawicielami litewskiej mniejszości.
Niestety, na Litwie tego nie mamy. Przyjmowane ustawy i nie funkcjonująca już od paru lat Ustawa o mniejszościach narodowych uszczuplają stan posiadania mniejszości – w tym polskiej – na Litwie.
Reasumując, Związek Polaków na Litwie zwrócił się do MSZ z prośbą udzielenia informacji (ocenienia) jakie kroki zostały poczynione lub planuje się uczynić, by zostały wcielone w życie m. in. założenia Konwencji i Traktatu. Jeszcze raz się przypomina, że Polakom na Litwie chodzi o nauczanie w języku ojczystym od przedszkola do matury; używanie nazw ulic, miejscowości oraz innej informacji w języku mniejszości zwarcie zamieszkującej określone tereny; urzeczywistnienie praktyki konsultowania z przedstawicielami organizacji mniejszosci narodowych w dotyczących ich sprawach; stworzenie możliwości swobodnie: prywatnie i publicznie – w mowie i na piśmie – używania języka mniejszości oraz możliwości zwracania się do władz administracyjnych i instytucji; pisownię nazwisk w oryginale.
Po upływie miesiąca od dnia otrzymania cytowanego listu, minister spraw zagranicznych zaprosił przedstawicieli Związku Polaków na Litwie na rozmowę do MSZ, by wręczyć odpowiedź na list oraz przedyskutować omawiane w liście zagadnienia. Na spotkaniu oprócz ministra Ažubalisa byli obecni: wiceminister spraw zagranicznych Egidijus Meilunas, wiceminister oświaty Vaidas Bacys oraz przedstawiciel Ministerstwa Kultury (departamentu ds. mniejszości) Kastytis Minkauskas.
Inaugurując spotkanie minister wyraźnie dał do zrozumienia, że ma własne zdanie na temat Traktatu (wyrażał go nieraz, m. in. sugerując, że zawarte założenia umieszczono bez zbadania możliwości ich realizacji), przypomniał zebranym, że to właśnie obecny rząd „zatroszczył” się o stan socjalno-ekonomiczny Wileńszczyzny i podjął się utworzenia programu wsparcia Litwy Południowo-Wschodniej (pamiętamy jeszcze – zaznaczyli to obecni na spotkaniu – jak się skończyła realizacja podobnego programu w latach 90.: w każdej wsi powstała litewska szkoła, wsparcia doczekał się szpital w Ejszyszkach, o innych „dokonaniach” historia milczy).
Co do realizacji założeń Konwencji i Traktatu, to obecni na spotkaniu przedstawiciele ministerstw byli jednomyślni: nie są one naruszane, lecz realizowane zgodnie z możliwościami i ustawami państwa. Co, według decydentów, jest też deklarowane w wyżej wymienionych dokumentach. Owszem, zapomniano jedynie dodać, że realizatorów obowiązuje pojęcie „dobrej woli” (używane w języku dokumentów międzynarodowych), której u nas wyraźnie brak.
Wiceminister Egidijus Meilunas próbował też „uświadomić” gości, że należy uważać w stosowaniu terminologii, nazywając m. in. poczynania władz dyskryminującymi, bo z punktu widzenia prawa takimi nie są. Sugerowano, iż oceny co do przestrzegania lub nie dokumentów międzynarodowych może dokonywać tylko kompetentna instytucja, m. in. sądy. Co pozostaje tym, kto jest żywotnie zainteresowany realizacją wyżej wymienionych dokumentów? Bierne czekanie na łaskę decydentów, czy też zwracanie się do sądów, instytucji międzynarodowych.
Jednak pomimo tak „pouczającego” początku „dialogu” przedstawiciele Związku Polaków na Litwie: posłowie na Sejm RL Leonard Talmont (wieloletni były mer rejonu solecznickiego) oraz Jarosław Narkiewicz – prezes Trockiego Oddziału Rejonowego ZPL, sekretarz rady samorządu rejonu wileńskiego Renata Cytacka oraz dziennikarz, doradca Tadeusz Andrzejewski posługując się konkretnymi faktami i wskaźnikami przedstawili swój punkt widzenia na sprawy realizacji zarówno założeń Konwencji jak i Traktatu.
Zostały przytoczone fakty sławetnego przenoszenia ziemi z rejonów Litwy na Wileńszczyznę, w wyniku którego oraz stosowanych utrudnień biurokratycznych i mitrężenia czasu, ziemi do zwrotu prawowitym właścicielom w podwileńskich okolicach i stolicy zabrakło. Mówiono też o tym, że władze nadal stosują praktykę decydowania w imieniu mniejszości – występują w roli starszego brata (którym do niedawna na Litwie byli sowieci), który wie lepiej co jest dobre dla mniejszości. Właśnie tak postąpiono w sprawie przyjęcia nowej Ustawy o oświacie. Konieczność jej realizacji motywuje się słabą znajomością języka litewskiego przez młodzież kończącą szkoły z nie litewskim językiem nauczania i chęcią wyrównania szans tej młodzieży na starcie w dorosłe życie. Ciekawe, że władze podjęły się tych kroków nie mając żadnych skarg od samych zainteresowanych. Mało tego – wyniki składania egzaminu z języka państwowego w szkołach polskich są bardzo dobre (pomyślnie sobie z nim radzi grubo ponad 90 proc. maturzystów), wskaźnik procentowy wstępowania na studia młodzieży polskiej na Litwie z każdym rokiem wzrasta i jest wyższy od średniej krajowej. Zarówno dyscyplina jak i moralne wychowanie w szkołach polskich zadowala rodziców i opiekunów. Istniejący model szkoły z polskim językiem nauczania satysfakcjonuje tych, którzy oddają do niej swoje dzieci. Potwierdzone to zostało 60 tysiącami podpisów osób protestujących przeciwko wprowadzaniu do szkół z polskim językiem nauczania wykładania geografii, historii i nauki o społeczeństwie w języku litewskim oraz ujednoliceniu egzaminu z języka litewskiego. Ujednolicenie egzaminu jest naruszeniem równych praw uczniów polskich szkół, bowiem mają się do niego przygotować w ciągu dwóch lat – w 11-12 klasie, nadrabiając różnice programowe za dziesięć lat nauki.
Mówiono też otwarcie o tym, że publiczne używanie języka mniejszości w formie pisanej i mówionej jest niezbędne do tego, by język nie zaniknął, żył i funkcjonował. Co jest zresztą zgodne z europejską praktyką stosowaną m. in. na Śląskim Cieszynie, Tyrolu, w Szlezwiku-Holsztynie i innych regionach. U nas temu na przeszkodzie stoi wszechmocna Ustawa o języku państwowym, która niczym „święta krowa” nijak nie może być „poruszona”.
Przedstawiciele Związku bez owijania w bawełnę mówili o braku woli politycznej i realizowaniu ukierunkowanej polityki na pomniejszenie roli i zakresu używania języka polskiego na Litwie.
I jakby się panowie z ministerstw nie osłaniali prawną terminologią, zarzucali adwersarzom brak kompetencji czy sugerowali, że na arenie europejskiej Litwa nie doczekała się zarzutów co do realizacji polityki wobec mniejszości narodowych, to jednak co i rusz spoza dyplomatycznych osłon przebijał wyraźny cel: marginalizacja funkcjonowania języka i wpływu kultury polskiej na polską mniejszość na Litwie. Polityczna i biurokratyczna maszyna Republiki Litewskiej w ciągu dwudziestu lat – pomimo różnych chwytów (m. in. zakładania szkół z litewskim językiem nauczania dla polskich dzieci, zlikwidowania maturalnego egzaminu z języka polskiego, uszczuplenia środków na wydawanie podręczników, stosowaniu progów wyborczych i tendencyjnego formowania okręgów, zakazywania publicznego używania języka mniejszości) – nie osiągnęła celu. Nadal Polacy na Litwie stanowią zwartą społeczność, biorą coraz aktywniejszy udział w wyborach i głosują na partię reprezentującą jej interesy najrzetelniej. Polacy na Litwie są przywiązani do swych tradycji, języka i kultury. Rodacy nadal masowo posyłają swe dzieci do polskich szkół. Społeczność polska stanowi autochtoniczną ludność tej ziemi i ani zamykanie ust jej przedstawicielom, ani zarzuty braku wyrobienia dyplomatycznego czy też znajomości prawnych sformułowań tego nie zmienią.
Niestety, ale za dyplomatyczną i urzędniczą „poprawnością” bez zbytniego trudu da się zauważyć prawdziwe intencje decydentów dalekie od ducha europejskich założeń ochrony praw mniejszosci narodowych. M. in. wiceminister oświaty powiedział, iż stosowany dotychczas system istnienia egzaminu „państwowego” i „ojczystego” z języka litewskiego, był krzywdzący dla uczniów, którzy nie będąc Litwinami wybrali dla siebie szkołę litewską (często mieli gorsze wyniki z matury z języka litewskiego). Właśnie to, wydaje się być najważniejszą przyczyną – a nie troska o polskie dzieci – bezwarunkowego ujednolicenia w tak szybkim tempie egzaminu. Bez odpowiedniego przygotowania (nie ma ani podręczników, ani metodyk nadrobienia luk za lata od I do X klasy, ani wypracowanych ulgowych kryteriów oceny) od 1 września metodą buldożera decydenci wymagają ujednolicenia nauczania języka litewskiego w klasach XI-XII dla wszystkich szkół, czego uwieńczeniem ma być jednakowy egzamin maturalny w 2013 roku. Społeczność polskich szkół stanowczo nie zgadza się z taką decyzją.
Dialogu, niestety, nie było. Trudno z monologów dwóch stron go ukształtować. Tym bardziej, gdy jedna ze stron – ta rządząca – nie chce słyszeć argumentów swych obywateli. A my już przerabialiśmy etap historii, kiedy to wiedziano co dla nas jest dobre, a co złe i decydowano: o przesuwaniu granic, naszym miejscu zamieszkania, narzucano nam ideologie i „bohaterów”. Powtórki z takiej „historii” nie chcemy.
W pisemnej odpowiedzi Związkowi minister Audronius Ażubalis stwierdza, że jego ministerstwo jest odpowiedzialne za dwustronne stosunki polsko-litewskie, zaś sprawy mniejszości są obecnie w gestii Ministerstwa Kultury. Dalej czytamy w niej, iż polska mniejszość na Litwie – jako najliczniejsza – jest zaszczycona szczególną uwagą i ma na Litwie (jakże znana „piosenka”) najlepsze w Europie i świecie warunki do życia i rozwoju, szczególnie w dziedzinie oświaty. Tu się chce ministrowi wreszcie przypomnieć, że taki sam system oświaty funkcjonuje w Czechach na Śląsku Cieszyńskim. Ponadto, nie brak tam też napisów i tablic z nazwami miejscowości w języku polskim; kształci się też w języku polskim m. in. pielęgniarki i nauczycieli.
Z piedestału swego urzędu poucza minister, iż monitoringu naruszania międzynarodowych umów i konwencji dokonują do tego upoważnione instytucje, w ich liczbie sądy. Tak samo są ustalane mechanizmy rozwiązywania sporów. I dalej: „oceny możliwych naruszeń aktów prawnych nieupoważnionych, nie mających kompetencji instytucji czy też osób są bez znaczenia, nie mają żadnej mocy prawnej”. Minister się chwali, iż Litwa nie doczekała się upomnień ani sądowej, ani żadnej innej instytucji czy organizacji międzynarodowej co do nieprzestrzegania zobowiązań międzynarodowych. Cytuje też wypowiedź głównego komisarza ds. mniejszości narodowych Knuta Vollebaeka, że na Litwie nie widzi on problemów związanych z mniejszościami narodowymi, które muszą mieć nie tylko prawa ale też obowiązki, m. in. nauczenia się języka państwowego. No i uczy nas minister, że każda mniejszość ma szanować ustawy i prawo większości oraz innych grup narodowościowych. W odpowiedzi czytamy, że na równi z innymi mniejszościami mamy możność reprezentować swe interesy w radzie wspólnot narodowych przy Ministerstwie Kultury. Właśnie tam są analizowane i szykowane projekty ustaw dotyczące mniejszości narodowych. A przedstawiciele ZPL biorą udział w grupie roboczej opracowującej projekt koncepcji prawnych regulacji Ustawy o mniejszościach narodowych. Właśnie na jej osnowie będzie szykowany projekt Ustawy.
Minister pozytywnie ocenia wprowadzane dwujęzyczne nauczanie poszczególnych przedmiotów oraz zachowanie szkół z językiem państwowym tam, gdzie nauczanie odbywa się w językach mniejszości.
Szef litewskiej dyplomacji wyraża też swoje zadowolenie, że wreszcie w samorządach Litwy południowo-wschodniej, gdzie w ciągu lat sytuacja socjalna i ekonomiczna nie poprawia się, a wręcz pogarsza, zaistnieje możliwość wyrównania wskaźników rozwoju dzięki przyjętemu planowi rozwoju tego regionu. Cóż, znając możliwości naszych władz, można się spodziewać, że nas rzeczywiście zechcą… „zrównać”.
Cóż, odpowiedź ministra, jak i dialog, podczas którego każda ze stron pozostała przy swoim zdaniu (a raczej nastawieniu) świadczą o tym, że na swoim gruncie mamy znikome szanse wysłuchania naszych racji.
Ostatnie wypowiedzi zarówno szefa MSZ jak i przewodniczącej Sejmu o tym, że sprawy mniejszości polskiej na Litwie mają być rozpatrywane jako sprawa wewnętrzna Litwy i nie łączone ze stosunkami polsko-litewskimi, sygnalizują dobitnie, że podobnie jak sąsiad Łukaszenka, tak i Litwa chce nas odciąć od Macierzy. Mamy jednak nadzieję, że europejskie zasady opieki kraju macierzystego nad Rodakami mieszkającymi poza granicami będą przestrzegane w całej Unii, a więc i na Litwie. Ani wysokie progi urzędów, ani pewni siebie dyplomaci nie mogą pozbawić nas prawa domagania się realizacji podpisanych umów i konwencji. Wierzyć musimy, że Polska nadal będzie stała na pozycji egzekwowania i respektowania założeń traktatowych, czy to się podoba urzędnikom różnej rangi i zabarwienia politycznego, czy też nie.
Janina Lisiewicz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.