Trudno mówić o „obchodach” kolejnej – tego roku 78. – rocznicy sławetnego paktu Ribbentrop-Mołotow. Lecz przywołać w pamięci tragiczne dni ostatniej dekady sierpnia 1939 roku jednak należy, by ci, którzy po upływie ponad siedemdziesięciu lat chcą się stroić w piórka niewiniątek, czy też „odwiecznych obrońców”, zdali sobie sprawę, że pamięci o rachunkach krzywd niewyrównanych nie da się wykasować, bo zbyt głęboko przeorała nie tylko historię Państwa Polskiego, ale też życiorysy setek tysięcy jego obywateli, którzy w wyniku cynicznej zmowy i „wyzwolenia” pozostali poza granicami Ojczyzny.
W wyniku sierpniowej zmowy 1939 roku nastąpił praktycznie kolejny rozbiór Polski, w którym brali udział dwaj dawni partnerzy, co to w XIX wieku pragnęli widzieć Europę bez Polski, zabrakło jedynie Austro-Węgier. Pakt dawał Niemcom zielone światło do zajęcia terytorium Polski zasadniczo do linii Pisy, Narwi, Wisły i Sanu. Sowieci mieli rozszerzyć swoją hegemonię o województwa: wileńskie, nowogródzkie, poleskie, wołyńskie, tarnopolskie, stanisławowskie, część białostockiego i lwowskiego. Pod sowiecką „opieką” miała się znaleźć prawie połowa terytorium II Rzeczypospolitej, gdzie mieszkało ponad 13 mln obywateli RP. Polacy na tych terenach stanowili około 50 proc. ludności. Pozostali – to obywatele Polski narodowości żydowskiej, białoruskiej, ukraińskiej i in. Na dodatek Rosja miała prawo do aneksji Besarabii.
Niemcy na mocy paktu „nabyli prawo” do terenów, na których zamieszkiwało 22 mln osób. Układ dotyczył też nas, obywateli polskich z Wileńszczyzny. Po wprowadzonych korektach i podpisanej umowie 28 września 1939 roku Wileńszczyzna wraz z całą Litwą miała przejść do Sowietów w zamian za Lubelszczyznę.
Sytuacja polityczna na wiosnę i latem 1939 roku była bardzo newralgiczna. Państwa Europy szukały sojuszników i układały pasjanse polityczne szukając odpowiedzi na pytanie: z kim będzie wygodniej przetrwać zagrożenie wojną? Bo w to, że ona wybuchnie, raczej nikt nie wątpił. Wiadomo praktycznie też było, że to Niemcy będą agresorem.
Rosja sowiecka szukała swoich zdobyczy. Cyniczna kalkulacja utwierdziła Stalina, że na pakcie z Niemcami wygra więcej. Na posiedzeniu Biura Politycznego partii 19 sierpnia powiedział: (…) Jeżeli przyjmiemy niemiecką propozycję zawarcia z nimi paktu o nieagresji, umożliwi to Niemcom atak na Polskę i tym samym interwencja Anglii i Francji stanie się faktem dokonanym (tu się pomylił – przyp. red.). Gdy to nastąpi będziemy mieli szansę pozostania na uboczu wojny i czekać na odpowiedni dla nas moment dołączenia do konfliktu lub osiągnięcia celu w inny sposób. Wybór więc dla nas jest jasny: powinniśmy przyjąć propozycję niemiecką, a misję wojskową francuską i angielską odesłać grzecznie do domu”.
Pakt zawarto, dodając tajne protokoły na temat podziału wpływów Rosji i Niemiec w Europie Wschodniej. To był warunek Moskwy na szybkie podpisanie traktatu. Po południu 23 sierpnia Ribbentrop przyleciał do Moskwy i do późnej nocy trwały negocjacje. Wielce wymownym jest fakt, że w ciągu tego wieczora odznaczono ministra spraw zagranicznych Rzeszy Orderem Lenina.
Umowę o nieagresji podpisano na 10 lat wraz z tajnymi protokołami. (23 sierpnia 1987 roku w Wilnie, przy pomniku Adama Mickiewicza, odbyła się pierwsza manifestacja osądzająca zarówno pakt, jak i jego tajne „dodatki”. Chociaż to na ich podstawie Litwa odzyskała upragnione Wilno, które jako jedyne miasto było wspomniane w protokołach, to jednak Litwini utracili niepodległość i bilansu zysków i strat nie dało się zrównoważyć. A Sowieci zdawali sobie sprawę, że kwestia Wilna będzie ciągle trudnym tematem polsko-litewskim). Dzielono na ich podstawie Europę przesuwając granice państw bałtyckich: Estonii, Łotwy, Litwy i Finlandii oraz parcelowano Polskę, która całkowicie miała być „podzielona” przez „sojuszników”.
Sowieci w ten sposób umożliwili Hitlerowi agresję i rozpoczęcie II wojny światowej, w której, według nich, miały walczyć Niemcy i „kraje burżuazyjne”. Jasne się stało również dla Zachodu, że celem Sowietów nie jest wystąpienie wspólnym frontem z Anglią i Francją przeciwko brunatnemu totalitaryzmowi, ale zderzenie obu przeciwników i likwidacja Polski. A w dalszym planie – przerwana przez Wojsko Polskie w sierpniu 1920 roku operacja niesienia bolszewickiej rewolucji na Zachód.
Tajne protokoły tego paktu nie były odtajniane przez ponad półwiecze. A był to pierwszy krok do przesuwania granic w Europie i ustanawiania sowieckich wpływów nad jej wschodnią częścią. Drugim i trzecim – było „wyzwolenie” 17 września 1939 roku, a potem Teheran i Jałta oraz „opieka” nad Europą Wschodnią przez prawie pół wieku.
Czy ktoś kiedykolwiek podliczy straty wynikające z tego paktu? Nie, nie te materialne, które z różnym skutkiem są naliczane i skutecznie ignorowane przez byłych „sojuszników”. Jak wycenić moralny ciężar tamtych decyzji. Setki tysięcy obywateli II RP musiało (już po wojnie) porzucić swe ojczyste strony i „przenieść” się na tzw. ziemie odzyskane. Setki tysięcy pozostało już w obcych państwach, zmuszani byli do wyrzeczenia się lub skorygowania na sowiecki ład tradycji, kultury, języka, wiary, świadomości… Wielu godnie przetrwało i trwa. M.in. na Litwie, gdzie sowiecka polityka równoważenia polskich i litewskich aspiracji narodowych dawała więcej szans dla nas, Polaków, na poniesienie moralnych strat. Inaczej było na Białorusi, Ukrainie. Wynaradawiano tam brutalnie. Po takim sowieckim walcu jakże trudno jest mówić o odrodzeniu, tym bardziej w białoruskiej, a i ukraińskiej rzeczywistości. Dwaj brunatno-czerwoni cynicy przed 78 laty zdecydowali, że tak ma być. Zrobiliśmy w ciągu ostatnich 30 lat – my, tzw. Polacy ze Wschodu – dość dużo, by skutki zmowy z 23 sierpnia 1939 roku zneutralizować. Nie było i nie jest łatwo. I najprawdopodobniej nie będzie. Przejechano po nas i współobywatelach tworzących tzw. „większość” zbyt mocno walcem sowieckiej ideologii i propagandy. Ale to już nie pierwszy raz w historii. Ci, co nam starają się wmawiać sowieckość, prorosyjskość, zapominają, że Polacy pozostali Polakami po 123 latach rozbiorów, a zabór w drugiej połowie XX wieku trwał o ponad połowę krócej.