
Po zdradzieckiej napaści na Polskę 17 września 1939 roku, zagarniając tereny leżące na wschód od linii Narew – Wisła – San, Armia Czerwona praktycznie od pierwszych dni i tygodni okupacji tych terenów stosowała terror wobec polskiej ludności oraz dokonywała jej eksterminacji. Miały one miejsce praktycznie na całym okupowanym terenie. Do niewoli sowieckiej trafiły dziesiątki tysięcy polskich żołnierzy i oficerów, policjantów i strażników KOPu. Jedną z form tzw. „oczyszczania” okupowanych terenów z niepewnego i wrogiego elementu stały się wywózki ludności w głąb ZSRR. Znów, jak w okresie carskiego zaboru – tylko na o wiele większą skalę – setki tysięcy rodaków wywożono do syberyjskiej tajgi, kopalni Workuty oraz innych miejsc, które katorżniczą pracą i śmiercią zapisały się w polskich losach. Sybiracy – ci, co przetrwali i z tej nieludzkiej ziemi powrócili do Ojczyzny – chociaż nie zawsze mogli wracać do ojczystych stron – pieczołowicie dbają o zachowanie pamięci o tych, którzy tam, na bezkresnych syberyjskich przestworzach zostali na zawsze. Dbają też o to, by młode pokolenia Polaków poznawały własną historię. Od czternastu lat służy temu Marsz Żywej Pamięci Polskiego Sybiru. Jak młodzież to odbiera możemy się dowiedzieć z zamieszczonych relacji uczennic klasy XI Wileńskiej Szkoły Średniem im. Sz. Konarskiego
XIV Marsz Żywej Pamięci Polskiego Sybiru na długo pozostanie w pamięci uczniów naszej szkoły. Odbył się on w dniu 12 września, w Białymstoku. Tego roku mieliśmy zaszczyt uczestniczyć w pochodzie ulicami miasta razem z Sybirakami oraz przedstawicielami młodszego pokolenia i młodzieży.
Razem z panią prezes Polskiej Sekcji Wileńskiej Wspólnoty Więźniów Politycznych i Zesłańców – Janiną Gieczewską oraz kolegami z Wileńskiej Szkoły Średniej im. J. Lelewela wyruszyliśmy autokarem wczesnym rankiem 11 września z Wilna do Macierzy. Było nas około 50 osób. Na początku naszej podróży podziękowaliśmy Bogu za nowy dzień i poprosiliśmy o szczęśliwą wędrówkę.
Do Białegostoku przyjechaliśmy w południe. Tu spotkaliśmy się z naszym przewodnikiem – panem Hipolitem Popławskim, który zaprowadził nas do Muzeum Sybiraka. Tam Pani Helena Łapińska opowiedziała o swoich przeżyciach na Sybirze. Nie bacząc na to, że miała zaledwie 5 lat, kiedy została wywieziona, doskonale pamięta każdą chwilę spędzoną na tej nieludzkiej ziemi. Z jej opowiadania dowiedzieliśmy się, że w bydlęcych wagonach wieziono po 50-80 ludzi. Podróż w tych okropnych warunkach nieraz trwała ponad miesiąc, więc praktycznie trzecia część ludzi umierała z głodu, chorób bądź wycieńczenia.
Po zwiedzeniu ekspozycji obrazującej losy zesłańców, udaliśmy się do Muzeum Wojska Polskiego. Z dużym zainteresowaniem oglądaliśmy broń i wyposażenie polskich żołnierzy z różnych lat, w tym też najnowsze. Duże wrażenie wywarła na nas ekspozycja dotycząca II wojny światowej.
Po kolacji pojechaliśmy do Domu Studenta, gdzie zostaliśmy zakwaterowani. Tam oglądaliśmy wyświetlany na ścianie budynku film, opowiadający o deportacjach obywateli polskich do ZSRR.
12 września mieliśmy pobudkę bardzo wcześnie, by być gotowymi już o godz. 8.00 zjeść śniadanie i wyruszyć na Plac Katyński. Właśnie tam słuchaliśmy przemówień, a następnie wyruszyliśmy we wspólnym marszu, niosąc sztandar naszej szkoły. Przemarsz ulicami Białegostoku trwał około godziny. Wzięło w nim udział ponad dziesięć tysięcy Polaków z Litwy, Łotwy, Kazachstanu, Wielkiej Brytanii, Polski i innych krajów.
Marsz Sybiraków wyglądał naprawdę imponująco: na czele szła orkiestra, żołnierze oraz osoby niosące sztandary – każdy z uczestników miał przypięte do ubrania wstążki w barwach narodowych. W barwach narodowych udekorowane były też ulice, którymi maszerowaliśmy.
Po marszu uczestniczyliśmy we Mszy św. w kościele pw. Ducha Świętego. Liturgię celebrował arcybiskup Edward Ozorowski.
Dalsze uroczystości odbywały się tego dnia przy Pomniku – Grobie Nieznanego Sybiraka, gdzie w podniosłym nastroju odśpiewano Hymn Związku Sybiraków, uczczono poległych salwą honorową oraz złożono kwiaty i zapalono znicze. Chociaż uroczysta ceremonia trwała ponad dwie godziny, pełni wrażeń wcale nie odczuwaliśmy zmęczenia.
Po uroczystości czekał nas obiad i powrotna droga do domu. Mieliśmy trochę przygód, jednak podróż minęła szybko i byliśmy zadowoleni.
Jesteśmy niezmiernie wdzięczni pani Janinie Gieczewskiej, prezes Polskiej Sekcji Wileńskiej Wspólnoty Więźniów Politycznych i Zesłańców za wspaniałą okazję do szerszego poznania losów Sybiraków – prezent z okazji 50-lecia naszej szkoły. Mamy nadzieję, że wkrótce znowu będziemy mogli uczestniczyć w podobnej lekcji historii.
Aneta Szytel
***
12 września tego roku w Białymstoku odbył się XIV Marsz Żywej Pamięci Polskiego Sybiru. Sybiracy oraz ich potomkowie z Polski, Litwy, Ukrainy, Białorusi, Estonii, Łotwy i innych krajów przyjechali do Białegostoku, by uczcić pamięć rodziców, krewnych i przyjaciół zmarłych w odległych zakątkach Rosji. W uroczystościach brała też udział młodzież, również z naszej szkoły – im. Sz. Konarskiego w Wilnie. Chcieliśmy oddać cześć zmarłym i zebrać informacje o zesłaniach od żyjących jeszcze uczestników tych wydarzeń. To, co usłyszeliśmy, było o wiele bardziej wstrząsające i przerażające niż mogliśmy wyobrazić.
W dniach 14-18 czerwca 1941 zaczęły się pierwsze masowe wywózki na Syberię – tzw. pierwsza fala. Już w pierwszym tygodniu zostało wywiezionych około 30 tys. osób. Drugą falą wywózek była akcja o kryptonimie „Wiosna”. Właśnie wtedy zesłana została największa część ludności, głównie inteligencja i tzw. „wrogowie narodu”, czyli ci, którzy w jakiś sposób mogli zaszkodzić władzy sowieckiej. Ostatnia „czystka” odbyła się w 1951 r. – akcja „Jesień”. Ogółem zesłano 132 tys. mieszkańców Litwy. Uważa się, że 28 tys. – w większości dzieci i osoby starsze – zmarło w drodze na Syberię.
Świadkowie tamtych wydarzeń wciąż pamiętają, jak to się zaczęło: niespodziewane głośne pukanie do drzwi w środku nocy. Sowieckie mundury, karabiny. Strach i przygnębiająca świadomość, że któryś z twoich przyjaciół, z ludzi, którym ufałeś, zdradził cię w zamian za obiecaną, ale wątpliwą wolność dla siebie. To jeszcze bardziej potęgowało uczucie zagubienia i bezradności. Potem były już tylko przeładowane bydlęce wagony, rozstanie z rodziną i koszmarna podróż przez pół Rosji. Nikt nie znał celu podróży, lecz wszyscy wiedzieli, że ich los jest już przesądzony. W wagonach, z powodu braku powietrza i wody, umierało mnóstwo ludzi i bywało tak, że zwłoki leżały na podłodze wagonu przez kilka dni, deptane przez żywych. Gdy podczas postoju wynoszono ciała, trudno było rozpoznać twarze zmarłych. Rzucano zwłoki na śnieg, nawet ich nie zakopując i pociąg jechał dalej. U celu podróży, z cuchnących wagonów wysypywało się kilkadziesiąt „żywych trupów”. Tylko tak można nazwać tych zmordowanych makabryczną podróżą i ciągłą niepewnością ludzi.
Życie toczyło się dalej. Katorżnicza praca codziennie zbierała swoje żniwo: kolejne ofiary. W lepszym wypadku, składano je w nieoznakowanych zbiorowych mogiłach, w gorszym – zostawiano tam, gdzie leżały, by „dać przykład innym”. Pomimo codzienności takich scen, jak się okazuje, ludzie nie zobojętnieli na widok tego koszmaru.
W niektórych umysłach rodziła się chęć buntu, odważna, lecz nierozważna zarazem, bowiem brak było sił, odpowiedniej liczby ludzi, gotowych poświęcić się dla innych, a i warunki klimatyczne z góry skazywały te śmiałe idee na niepowodzenie. Zesłańcy nie mogli stawić jawnego oporu, lecz myśl, że jednak kiedyś to się skończy skłaniała ich do przemycania listów, jedzenia i innych środków niezbędnych do życia. W obozach zjawiły się polskie książki, z których uczono dzieci języka i historii Polski, docierały w jakiś sposób informacje o rodzinach, znajdujących się w innych obozach. Robiono wszystko, by nie zapomnieć swego pochodzenia, swej narodowości i nie dać się zniewolić Sowietom.
Zesłania trwały ponad 10 lat. Można nazwać to cudem, ale w ciągu tego okresu świadomość własnej tożsamości narodowej nie zanikła, wręcz przeciwnie – ci, co byli wychowywani na obczyźnie w polskim duchu o wiele bardziej cenili takie wartości, jak ojczysty język, ziemię, własny naród.
Skromni bohaterowie XX wieku – to właśnie oni – tysiące bezimiennych ludzi, którzy wychowywali młode pokolenie w polskim duchu, ucząc wierności trzem hasłom: „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Piękne słowa, nieprzemijające wartości, nieustająca wiara. Wiara w lepsze czasy, w niepodległość Polski, Litwy i wszystkich krajów, które objęła „czerwona dżuma”. My, jako potomkowie zesłańców, mamy obowiązek chronić i pielęgnować pamięć o nich, by kolejne pokolenia brały z nich przykład, uczyły się cenić to, co w życiu jest najważniejsze. Mądrość ludowa głosi, iż „ci, co zapominają historię, skazani są na jej powtórzenie”. Pamiętając o nich, zadajmy czasem sobie pytanie: „A co ja bym zrobił na ich miejscu?”.
Gabriela Szejbak